Poprzednia lista top zawierała gry do 2005 roku. Pora jednak
spojrzeć na tytuły bardziej współczesne, wypuszczone w latach 2006 do 2014.
Przyznaję się, że sporo gier mnie ominęło, ze względu na przestarzały sprzęt,
jednak po jego ulepszeniu nadrabiałem zaległości. Zasady listy są identyczne,
więc nie chcę się powtarzać. Zaczynajmy więc.
1. XCOM: Enemy Unknown (2012)
Ponieważ ostatnim razem zacząłem z grubej rury, to i tym
razem chcę to zrobić. Mam ogromny sentyment do UFO: Enemy Unknown (X-COM: UFO
Defense lub też X-COM: Enemy Unknown), straciłem wiele nocy na ten tytuł. Kiedy
więc dowiedziałem się, że Firaxis przyszykowało remake, jak na skrzydłach
pobiegłem do sklepu. I nie żałuję. Można by to nazwać wręcz idealnym przykładem
odświeżenia marki. Założenia niewiele się zmieniły, nadal gracz dowodzi XCOM
(Extraterrestrial Combat Unit), nadal zmaga się z obcymi na płaszczyźnie
taktycznej i ekonomicznej i nadal regularnie dostaje baty. Zmniejszono
wprawdzie ilość komandosów zabieranych na misję, ale dzięki możliwości nazwania
ich, ustalenia wyglądu i podziałowi na cztery klasy, łatwiej się z nimi zżyć.
Powrócili za to starzy znajomi, jak Sectoidy, Mutoni i Ethereale, wraz z
kilkoma nowymi przeciwnikami. Gra ma świetny system osłon, ulepszony jeszcze
przez dodatek, dzięki któremu dopiero zaczyna się niesamowita zabawa. Straciłem
na ten tytuł wiele godzin, ukończyłem kilka razy i… ciągle mi mało walk.
Pamiętam wszystkie swoje błędy taktyczne, które popełniłem, pamiętam swoich
komandosów i ich czyny, pamiętam poległych. Do tego to pierwsza gra
strategiczna, w którą wygodniej grało mi się z pada, aniżeli standardowej
kombinacji myszy i klawiatury.
Trzecioosobowa strzelanka z konsol. Co może w niej być
takiego, że znalazła się na tej liście? Klasyczny system osłon, dużo strzelania
i twardzi żołnierze, którzy niczego się nie boją. Dosłownie klasyka. A nie,
chwila, mam coś. Lancer, karabin połączony z piłą, tego jeszcze nie było. I
naprawdę wartka akcja, wciągająca wojna z obcymi z rasy Locust, a nade
wszystko, nielichy poziom trudności. Ta gra została zaprojektowana do zabawy na
wyższych poziomach. Nie wyobrażam sobie, pomimo czasowych trudności, odpalić
jej na casual. Jedyne, co mnie drażniło, to fakt, że przez całą grę widziałem
głównie tyłek Marcusa Fenixa i mięśnie jego kolegów. Ale to już czepianie na
siłę. Gra pompuje adrenalinę niczym festiwal bloków w koszykówce. Dlaczego
jednak Epic zdecydował się tylko pierwszą część puścić na PC? Jako PC master
race, chcę resztę, już, teraz, natychmiast. Chcę znowu zabijać Locustów. Chcę
być GOW.
3. Mass Effect trylogia (2007, 2010, 2012)
Pierwsza cała trylogia na tej liście (spokojnie, będzie
jeszcze jedna). Ze względu na konstrukcję tej serii, ciężko jest mi wybrać
jedną, konkretną część jako ulubioną. Od początku traktuję ME jako całość. Czym
mnie więc ten tytuł ujął? Rozbudowaną, jak to się teraz mówi, epicką fabułą.
Możliwością kształtowania, nie tylko odgrywania historii. Postaciami, które
towarzyszą graczowi (tak, Tali, Garrus, Grunt, Zaeed, na was patrzę). Ogromem
świata, który przyszło zwiedzić. Niesamowitym zróżnicowaniem ras. Aż sześcioma
grywalnymi klasami. Niezłym multi w trójce. Ilością questów do wykonania.
Programiści z Bioware zapewnili mi rozrywkę na ponad siedemdziesiąt godzin przy
jednym tylko przejściu. I do tego stworzyli najbardziej realistyczny system
reputacji, z jakim spotkałem się w RPG. Dobre uczynki nie wymazują złych. Raz
już ukończyłem, jako paragon infiltrator Corey Shepard, teraz bawię się jako
vanguard Kate Shepard, idąc nieco inną ścieżką, a w czasie późniejszym planuję
pobawić się także jako renegat. Gra jest naprawdę na wiele przejść i w pewnym
sensie nią żyłem. Tu nie wcielam się w postać, tu nią jestem.
4. Call of
Duty: Modern Warfare trylogia (2007, 2009, 2011)
Znowu żołnierze, ale chyba nikogo już to nie dziwi na moich
listach. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie znosi tego odgrzewanego co roku
kotleta, ale seria Modern Warfare to adrenalina przez kilka godzin fabuły. A ta
z kolei zajeżdża mi ostro Tomem Clancy’m. Przez Modern Warfare i Soapa zacząłem
nosić irokeza, który do dzisiaj zdobi mój łeb. Notabene, stał się ten Szkot
jednym z moich ulubionych bohaterów gier w historii. Fakt, że rozgrywka jest tu
oparta wciąż o ten schemat, że drużyna jest zbieraniną ślepych kretynów, ale co
z tego? To nie miał być symulator działań wojennych w stylu OFP, to miał być
wysokobudżetowy film akcji i jeśli z takim nastawieniem się do niego zasiądzie,
nagle okazuje się, że mamy do czynienia z genialnym spełnieniem tych założeń.
Nie zliczę już, ile razy tę serię kończyłem, zazwyczaj robię to ze dwa razy w
roku. Nawet mój szwagier, który wpadł do nas, gdy akurat grałem w drugą część,
był zaskoczony realizacją pościgu na lotnisku. Przyznam się, że po
Black Ops 2 już nie grałem w żadne CoD, a i te z Treyarch mi się aż tak bardzo
nie podobały, ale MW na zawsze pozostawi niesamowite wspomnienia.
5. Spec Ops: The Line (2012)
Jeden z najcięższych tytułów na tej liście. Nie dlatego, że
jest jakoś specjalnie trudny bądź skomplikowany pod względem rozrywki. Ta jest
raczej standardowa, jeśli chodzi o trzecioosobowe strzelanki wojskowe. Ukrycie
za osłoną i otwarcie ognia, przy oberwaniu odczekanie, aż zdrówko się
zregeneruje i dalsze naparzanie w przeciwników. Niemcy z Yager Development
postawili na coś innego w tej rozgrywce. A mianowicie na opowiadaną historię.
Ta sprawiła, że przez pewien czas zastanawiałem się, czy nie uczynić z tego
tytułu bohatera tekstu Stracharium. Jeśli ktoś czytał Heart of Darkness Josepha
Conrada, ma już pewien zarys fabuły. Nie chcę się za bardzo zagłębiać, ale
historia opowiada dzieje oddziału zwiadowczego Delta Force, wysłanego do
Dubaju, zniszczonego przez potężne burze piaskowe. Rządy tam objął pułkownik
Konrad, który odmówił ewakuacji, aby zająć się cywilami. Postać kierowana przez
gracza, kapitan Martin Walker, ma wobec niego dług wdzięczności. W
Afganistanie, John Konrad uratował mu życie. Jednak to tylko ogólny zarys, a
popadanie Walkera w szaleństwo jest przedstawione genialnie. Ta gra może w
pewnym momencie sprawić, że gracz znienawidzi i swoją postać i siebie. Trzeba
oddać, że jest niesamowicie brutalna, a pewien fragment z moździerzami do dziś
nawiedza mnie w nocy.
6. L.A. Noire (2011)
Rockstar ma nosa do świetnych tytułów. W przypadku L.A.
Noire nie było inaczej. Gra małego studia Bondi, osadzona latach czterdziestych
w Los Angeles idealnie uchwyciła klimat kina tamtych czasów. Mówiłem już
kiedyś, że będąc małym chłopcem, chciałem być żołnierzem. Kiedy podrosłem
trochę, moim marzeniem było zostać detektywem i ten tytuł pozwolił mi
zrealizować to marzenie, jeszcze do tego w tych genialnych czasach, kiedy i
kobiety i mężczyźni ubierali się z klasą, w ramach relaksu chodziło się do
knajpek jazzowych, a nie klubów z ogłuszającą muzyką, a samochody wyglądały jak
samochody, nie elektryczne golarki. Tak, mam ogromną słabość do tego okresu,
ale zdaję sobie sprawę równocześnie, że był niesamowicie mroczny (wspomnieć
wystarczy zabójstwo Elizabeth Short), a sprawy w grze są oparte o prawdziwe
sprawy badane przez LAPD w tamtych czasach. Gracz będzie pracował w czterech
wydziałach, w każdym zajmując się badaniem dowodów, przesłuchaniami i
dodatkowymi interwencjami w mieście. Tytuł zawiera bardzo ciekawą mechanikę
związaną z twarzami i rozpoznawaniem kłamstwa. Mianowicie twarze postaci są
dokładnie zeskanowanymi twarzami aktorów, wraz z odpowiednią mimiką, a nawet i
ruchami gałek ocznych. Większość postaci jest zagrana niesamowicie, a fabuła, z
pozoru prosta, wraz z czasem nabiera rumieńców.
7. Far Cry 3 (2012)
Nie przepadam za bardzo za grami z otwartym światem.
Preferuję liniową rozgrywkę, za to z dużą ilością urozmaiceń po drodze.
Liniowość pozwala na wprowadzenie wielu skryptów, które sprawią, że dużo
bardziej wczuję się w rozgrywkę. Jednak Far Cry 3, jak na strzelankę z otwartym
światem, dostarcza tego, czego oczekuję po FPSach, emocji. Fakt, że w pewnym
momencie znudziło mi się już bieganie po wyspie i odblokowywanie wszystkiego,
ale tu wychodzi moja pedantyczność, jak już dostanę grę w swoje łapska, chcę
odblokować wszystko. Szczególnie jednak zależało mi na karabinie szturmowym z
tłumikiem. To jedna z pierwszych gier, gdzie naprawdę chciałem się skradać,
zaraz obok Hitmanów. Nie chciałem wbiegać w połnyj rost i siać na prawo i lewo
kulami, zależało mi na zdobyciu posterunków bez wzniecania alarmu. Do tego to
polowanie na zwierzęta. I Vaas. Tak, Vaas to drugi powód, dla którego noszę
irokeza. Jego przemówienie o szaleństwie znałem swego czasu na pamięć i oglądałem
wielokrotnie na youtube.com. Szkoda, że było go tak mało, ale to jeden z
najbardziej wyrazistych antagonistów, z jakimi spotkałem się w grach. I
stanowił idealną przeciwwagę dla nudnego, wypranego z charakteru Jasona. To był
mój największy problem z tą grą, ale kiedy zapominałem o tym, jakim patałachem
przyszło mi grać, bawiłem się niesamowicie świetnie.
8. Mortal Kombat (2013)
Od razu podkreślę, dlaczego 2013. Mianowicie posiadam
wydanie na PC ze wszystkimi DLC (poza Kratosem, psia jego jucha, który był exclusive
dla PS 3). Żeby zrozumieć, jakim fenomenem dla mnie jest ta gra, trzeba się
cofnąć do początków dwudziestego pierwszego wieku. Wtedy odpaliłem Mortal
Kombat Trilogy i wciągnąłem się na długie godziny. Jednak po tych wielu latach
gra nie zdawała egzaminu. Grało się w to topornie. Więc ulepszona wersja
pierwszych Mortali, zatytułowana po prostu Mortal Kombat, wciągnęła mnie po
same uszy. Te fatality w pięknej grafice, zestaw postaci składający się głównie
z klasycznych ulubieńców (i ludzki Smoke, którym kopałem rywali
niemiłosiernie). To pierwsza bijatyka, w którą z ogromną frajdą grałem na
ekspercie. Tak, kompletne beztalencie do bijatyk, niemalże ukończyło tę część
na najwyższym poziomie trudności, tak się zawziąłem. Do tego dochodzi tryb
fabularny, prostacki niesamowicie, ale idealnie łączący wątki pierwszych trzech
części, z lekkimi modyfikacjami. Nie chce mi się sprawdzać na Steam, ile godzin
spędziłem, ale żadnej nie żałuję. Największą frajdę jednak sprawiało skopanie
rywala żywego, popijając przy tym piwo, a na koniec załatwiając eleganckim
Fatality. Wiem, że to mało wychowawcze, ale nawet moja wtedy trzyletnia
siostrzenica ze mną pocinała i całkiem szybko się uczyła. Jak podrośnie, będzie
moim stałym rywalem.
9. The Wolf Among Us (2013 – 2014)
Dobra, tu miałem spory dylemat. Mianowicie Max Payne 3 to
też kawał świetnej gry, ale jednak The Wolf Among Us mnie rozbiło. Telltale
robi świetne interaktywne komiksy i tym razem nie mogło być inaczej. Pierwsze
zetknięcie się z nimi na tych łamach to The Walking Dead, jednak w świat baśni
wciągnąłem się jeszcze bardziej. Na pewno to sprawka świetnej kreacji
protagonisty, którym jest nie kto inny jak Bigby Wolf (czyli Big Bad Wolf, lub,
jak kto woli, Wilk z Czerwonego Kapturka i Trzech Świnek). W ludzkiej postaci
jest szeryfem wśród wygnanych z bajek i baśni bohaterów i antagonistów.
Pojawiają się też Ichabod Crane, Drwal, a nawet Królewna Śnieżka. Jakby tego
było mało, wyraźnie czuć inspirację filmami noire z lat czterdziestych. Bohater
to kawał drania, jeśli się go odpowiednio poprowadzi, jest sarkastyczny, lubi
się napić, zapomniał chyba, do czego służy maszynka do golenia i wiecznie
miętosi w ustach papierocha. Sama fabuła, tajemnicze śmierci prostytutek to
kolejna rzecz wyjęta żywcem z tamtego kina. Po cichu liczę, że Telltale
zdecyduje się kontynuować tę historię i nie usuwam zapisów.
10. Door Kickers (2014)
Jedyna pozycja niezależna na tej liście. Zakupiona na
Steamie za grosze dała mi wiele godzin zabawy, nagrywania akcji i analizowania
błędów. W zasadzie jest to symulator działania oddziałów specjalnych, ale nie
taki, jak seria SWAT. Tutaj się układa plan, ustawiając kąty obserwacji, gdzie
ma polecieć hukowo – błyskowy, a resztę sami wykonują podopieczni. Niby można
rozegrać całą misję przestawiając ręcznie funkcjonariuszy, tylko po co? To już
nie daje takiej zabawy. Można też akcje nagrywać i później dzielić się nimi w
sieci, zapisane w popularnym formacie .avi sam wrzucałem, jeszcze przed
rozpoczęciem projektu Stracharium. Czym jeszcze zdobyli mnie autorzy? Za te
grosze, które im przelałem, cały czas aktualizują grę o nowe bronie, kampanie,
jest aż pięć klas funkcjonariuszy (nie
licząc snajperów, którzy strzelają spoza planszy i nie liczą się do oddziału) i, wyjątkowo, każda ma zastosowanie.
W ogóle, już początkowy arsenał był ogromny i taki maniak broni palnej, jak ja,
mógł spędzać godziny na czytaniu o poszczególnych spluwach. Według Steam,
autorzy właśnie szykują kolejne ulepszenie, więc pora odkurzyć hełm, wyczyścić
karabin i rozwalić paru tangos.
W ten sposób dobrnęliśmy do końca listy. Znowu wiele tytułów
jest niezwykle poważnych, jak chociażby Spec Ops, czy też L.A. Noire. Niestety,
kilka gier musiałem pominąć, jak wspomniany już Max Payne 3 lub też Breach
& Clear, kolejna niezależna gra taktyczna. Kolejna lista będzie obejmowała
tytuły od 2015 roku i pojawi się dopiero w roku pańskim 2024, o ile do tego
czasu będę jeszcze prowadził tego bloga.
Jeśli chodzi o horrory, planuję na rocznicę istnienia
Stracharium skompilować moje top 10 ze zrecenzowanych tytułów. Tymczasem
pozostaje mi życzyć Wam, z okazji dnia dziecka, udanych wakacji, bezproblemowej sesji bądź innego rodzaju egzaminów i morza grozy pod
nogami, czy to przy filmach, czy grach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz