1.06.2015

Top 10 gier w latach 2006 - 2014



Poprzednia lista top zawierała gry do 2005 roku. Pora jednak spojrzeć na tytuły bardziej współczesne, wypuszczone w latach 2006 do 2014. Przyznaję się, że sporo gier mnie ominęło, ze względu na przestarzały sprzęt, jednak po jego ulepszeniu nadrabiałem zaległości. Zasady listy są identyczne, więc nie chcę się powtarzać. Zaczynajmy więc.

1. XCOM: Enemy Unknown (2012)
Ponieważ ostatnim razem zacząłem z grubej rury, to i tym razem chcę to zrobić. Mam ogromny sentyment do UFO: Enemy Unknown (X-COM: UFO Defense lub też X-COM: Enemy Unknown), straciłem wiele nocy na ten tytuł. Kiedy więc dowiedziałem się, że Firaxis przyszykowało remake, jak na skrzydłach pobiegłem do sklepu. I nie żałuję. Można by to nazwać wręcz idealnym przykładem odświeżenia marki. Założenia niewiele się zmieniły, nadal gracz dowodzi XCOM (Extraterrestrial Combat Unit), nadal zmaga się z obcymi na płaszczyźnie taktycznej i ekonomicznej i nadal regularnie dostaje baty. Zmniejszono wprawdzie ilość komandosów zabieranych na misję, ale dzięki możliwości nazwania ich, ustalenia wyglądu i podziałowi na cztery klasy, łatwiej się z nimi zżyć. Powrócili za to starzy znajomi, jak Sectoidy, Mutoni i Ethereale, wraz z kilkoma nowymi przeciwnikami. Gra ma świetny system osłon, ulepszony jeszcze przez dodatek, dzięki któremu dopiero zaczyna się niesamowita zabawa. Straciłem na ten tytuł wiele godzin, ukończyłem kilka razy i… ciągle mi mało walk. Pamiętam wszystkie swoje błędy taktyczne, które popełniłem, pamiętam swoich komandosów i ich czyny, pamiętam poległych. Do tego to pierwsza gra strategiczna, w którą wygodniej grało mi się z pada, aniżeli standardowej kombinacji myszy i klawiatury.

2. Gears of War (2007)
Trzecioosobowa strzelanka z konsol. Co może w niej być takiego, że znalazła się na tej liście? Klasyczny system osłon, dużo strzelania i twardzi żołnierze, którzy niczego się nie boją. Dosłownie klasyka. A nie, chwila, mam coś. Lancer, karabin połączony z piłą, tego jeszcze nie było. I naprawdę wartka akcja, wciągająca wojna z obcymi z rasy Locust, a nade wszystko, nielichy poziom trudności. Ta gra została zaprojektowana do zabawy na wyższych poziomach. Nie wyobrażam sobie, pomimo czasowych trudności, odpalić jej na casual. Jedyne, co mnie drażniło, to fakt, że przez całą grę widziałem głównie tyłek Marcusa Fenixa i mięśnie jego kolegów. Ale to już czepianie na siłę. Gra pompuje adrenalinę niczym festiwal bloków w koszykówce. Dlaczego jednak Epic zdecydował się tylko pierwszą część puścić na PC? Jako PC master race, chcę resztę, już, teraz, natychmiast. Chcę znowu zabijać Locustów. Chcę być GOW.

3. Mass Effect trylogia (2007, 2010, 2012)
Pierwsza cała trylogia na tej liście (spokojnie, będzie jeszcze jedna). Ze względu na konstrukcję tej serii, ciężko jest mi wybrać jedną, konkretną część jako ulubioną. Od początku traktuję ME jako całość. Czym mnie więc ten tytuł ujął? Rozbudowaną, jak to się teraz mówi, epicką fabułą. Możliwością kształtowania, nie tylko odgrywania historii. Postaciami, które towarzyszą graczowi (tak, Tali, Garrus, Grunt, Zaeed, na was patrzę). Ogromem świata, który przyszło zwiedzić. Niesamowitym zróżnicowaniem ras. Aż sześcioma grywalnymi klasami. Niezłym multi w trójce. Ilością questów do wykonania. Programiści z Bioware zapewnili mi rozrywkę na ponad siedemdziesiąt godzin przy jednym tylko przejściu. I do tego stworzyli najbardziej realistyczny system reputacji, z jakim spotkałem się w RPG. Dobre uczynki nie wymazują złych. Raz już ukończyłem, jako paragon infiltrator Corey Shepard, teraz bawię się jako vanguard Kate Shepard, idąc nieco inną ścieżką, a w czasie późniejszym planuję pobawić się także jako renegat. Gra jest naprawdę na wiele przejść i w pewnym sensie nią żyłem. Tu nie wcielam się w postać, tu nią jestem.

4. Call of Duty: Modern Warfare trylogia (2007, 2009, 2011)
Znowu żołnierze, ale chyba nikogo już to nie dziwi na moich listach. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie znosi tego odgrzewanego co roku kotleta, ale seria Modern Warfare to adrenalina przez kilka godzin fabuły. A ta z kolei zajeżdża mi ostro Tomem Clancy’m. Przez Modern Warfare i Soapa zacząłem nosić irokeza, który do dzisiaj zdobi mój łeb. Notabene, stał się ten Szkot jednym z moich ulubionych bohaterów gier w historii. Fakt, że rozgrywka jest tu oparta wciąż o ten schemat, że drużyna jest zbieraniną ślepych kretynów, ale co z tego? To nie miał być symulator działań wojennych w stylu OFP, to miał być wysokobudżetowy film akcji i jeśli z takim nastawieniem się do niego zasiądzie, nagle okazuje się, że mamy do czynienia z genialnym spełnieniem tych założeń. Nie zliczę już, ile razy tę serię kończyłem, zazwyczaj robię to ze dwa razy w roku. Nawet mój szwagier, który wpadł do nas, gdy akurat grałem w drugą część, był zaskoczony realizacją pościgu na lotnisku. Przyznam się, że po Black Ops 2 już nie grałem w żadne CoD, a i te z Treyarch mi się aż tak bardzo nie podobały, ale MW na zawsze pozostawi niesamowite wspomnienia.

5. Spec Ops: The Line (2012)
Jeden z najcięższych tytułów na tej liście. Nie dlatego, że jest jakoś specjalnie trudny bądź skomplikowany pod względem rozrywki. Ta jest raczej standardowa, jeśli chodzi o trzecioosobowe strzelanki wojskowe. Ukrycie za osłoną i otwarcie ognia, przy oberwaniu odczekanie, aż zdrówko się zregeneruje i dalsze naparzanie w przeciwników. Niemcy z Yager Development postawili na coś innego w tej rozgrywce. A mianowicie na opowiadaną historię. Ta sprawiła, że przez pewien czas zastanawiałem się, czy nie uczynić z tego tytułu bohatera tekstu Stracharium. Jeśli ktoś czytał Heart of Darkness Josepha Conrada, ma już pewien zarys fabuły. Nie chcę się za bardzo zagłębiać, ale historia opowiada dzieje oddziału zwiadowczego Delta Force, wysłanego do Dubaju, zniszczonego przez potężne burze piaskowe. Rządy tam objął pułkownik Konrad, który odmówił ewakuacji, aby zająć się cywilami. Postać kierowana przez gracza, kapitan Martin Walker, ma wobec niego dług wdzięczności. W Afganistanie, John Konrad uratował mu życie. Jednak to tylko ogólny zarys, a popadanie Walkera w szaleństwo jest przedstawione genialnie. Ta gra może w pewnym momencie sprawić, że gracz znienawidzi i swoją postać i siebie. Trzeba oddać, że jest niesamowicie brutalna, a pewien fragment z moździerzami do dziś nawiedza mnie w nocy.

6. L.A. Noire (2011)
Rockstar ma nosa do świetnych tytułów. W przypadku L.A. Noire nie było inaczej. Gra małego studia Bondi, osadzona latach czterdziestych w Los Angeles idealnie uchwyciła klimat kina tamtych czasów. Mówiłem już kiedyś, że będąc małym chłopcem, chciałem być żołnierzem. Kiedy podrosłem trochę, moim marzeniem było zostać detektywem i ten tytuł pozwolił mi zrealizować to marzenie, jeszcze do tego w tych genialnych czasach, kiedy i kobiety i mężczyźni ubierali się z klasą, w ramach relaksu chodziło się do knajpek jazzowych, a nie klubów z ogłuszającą muzyką, a samochody wyglądały jak samochody, nie elektryczne golarki. Tak, mam ogromną słabość do tego okresu, ale zdaję sobie sprawę równocześnie, że był niesamowicie mroczny (wspomnieć wystarczy zabójstwo Elizabeth Short), a sprawy w grze są oparte o prawdziwe sprawy badane przez LAPD w tamtych czasach. Gracz będzie pracował w czterech wydziałach, w każdym zajmując się badaniem dowodów, przesłuchaniami i dodatkowymi interwencjami w mieście. Tytuł zawiera bardzo ciekawą mechanikę związaną z twarzami i rozpoznawaniem kłamstwa. Mianowicie twarze postaci są dokładnie zeskanowanymi twarzami aktorów, wraz z odpowiednią mimiką, a nawet i ruchami gałek ocznych. Większość postaci jest zagrana niesamowicie, a fabuła, z pozoru prosta, wraz z czasem nabiera rumieńców.

7. Far Cry 3 (2012)
Nie przepadam za bardzo za grami z otwartym światem. Preferuję liniową rozgrywkę, za to z dużą ilością urozmaiceń po drodze. Liniowość pozwala na wprowadzenie wielu skryptów, które sprawią, że dużo bardziej wczuję się w rozgrywkę. Jednak Far Cry 3, jak na strzelankę z otwartym światem, dostarcza tego, czego oczekuję po FPSach, emocji. Fakt, że w pewnym momencie znudziło mi się już bieganie po wyspie i odblokowywanie wszystkiego, ale tu wychodzi moja pedantyczność, jak już dostanę grę w swoje łapska, chcę odblokować wszystko. Szczególnie jednak zależało mi na karabinie szturmowym z tłumikiem. To jedna z pierwszych gier, gdzie naprawdę chciałem się skradać, zaraz obok Hitmanów. Nie chciałem wbiegać w połnyj rost i siać na prawo i lewo kulami, zależało mi na zdobyciu posterunków bez wzniecania alarmu. Do tego to polowanie na zwierzęta. I Vaas. Tak, Vaas to drugi powód, dla którego noszę irokeza. Jego przemówienie o szaleństwie znałem swego czasu na pamięć i oglądałem wielokrotnie na youtube.com. Szkoda, że było go tak mało, ale to jeden z najbardziej wyrazistych antagonistów, z jakimi spotkałem się w grach. I stanowił idealną przeciwwagę dla nudnego, wypranego z charakteru Jasona. To był mój największy problem z tą grą, ale kiedy zapominałem o tym, jakim patałachem przyszło mi grać, bawiłem się niesamowicie świetnie.

8. Mortal Kombat (2013)
Od razu podkreślę, dlaczego 2013. Mianowicie posiadam wydanie na PC ze wszystkimi DLC (poza Kratosem, psia jego jucha, który był exclusive dla PS 3). Żeby zrozumieć, jakim fenomenem dla mnie jest ta gra, trzeba się cofnąć do początków dwudziestego pierwszego wieku. Wtedy odpaliłem Mortal Kombat Trilogy i wciągnąłem się na długie godziny. Jednak po tych wielu latach gra nie zdawała egzaminu. Grało się w to topornie. Więc ulepszona wersja pierwszych Mortali, zatytułowana po prostu Mortal Kombat, wciągnęła mnie po same uszy. Te fatality w pięknej grafice, zestaw postaci składający się głównie z klasycznych ulubieńców (i ludzki Smoke, którym kopałem rywali niemiłosiernie). To pierwsza bijatyka, w którą z ogromną frajdą grałem na ekspercie. Tak, kompletne beztalencie do bijatyk, niemalże ukończyło tę część na najwyższym poziomie trudności, tak się zawziąłem. Do tego dochodzi tryb fabularny, prostacki niesamowicie, ale idealnie łączący wątki pierwszych trzech części, z lekkimi modyfikacjami. Nie chce mi się sprawdzać na Steam, ile godzin spędziłem, ale żadnej nie żałuję. Największą frajdę jednak sprawiało skopanie rywala żywego, popijając przy tym piwo, a na koniec załatwiając eleganckim Fatality. Wiem, że to mało wychowawcze, ale nawet moja wtedy trzyletnia siostrzenica ze mną pocinała i całkiem szybko się uczyła. Jak podrośnie, będzie moim stałym rywalem.

9. The Wolf Among Us (2013 – 2014)
Dobra, tu miałem spory dylemat. Mianowicie Max Payne 3 to też kawał świetnej gry, ale jednak The Wolf Among Us mnie rozbiło. Telltale robi świetne interaktywne komiksy i tym razem nie mogło być inaczej. Pierwsze zetknięcie się z nimi na tych łamach to The Walking Dead, jednak w świat baśni wciągnąłem się jeszcze bardziej. Na pewno to sprawka świetnej kreacji protagonisty, którym jest nie kto inny jak Bigby Wolf (czyli Big Bad Wolf, lub, jak kto woli, Wilk z Czerwonego Kapturka i Trzech Świnek). W ludzkiej postaci jest szeryfem wśród wygnanych z bajek i baśni bohaterów i antagonistów. Pojawiają się też Ichabod Crane, Drwal, a nawet Królewna Śnieżka. Jakby tego było mało, wyraźnie czuć inspirację filmami noire z lat czterdziestych. Bohater to kawał drania, jeśli się go odpowiednio poprowadzi, jest sarkastyczny, lubi się napić, zapomniał chyba, do czego służy maszynka do golenia i wiecznie miętosi w ustach papierocha. Sama fabuła, tajemnicze śmierci prostytutek to kolejna rzecz wyjęta żywcem z tamtego kina. Po cichu liczę, że Telltale zdecyduje się kontynuować tę historię i nie usuwam zapisów.

10. Door Kickers (2014)
Jedyna pozycja niezależna na tej liście. Zakupiona na Steamie za grosze dała mi wiele godzin zabawy, nagrywania akcji i analizowania błędów. W zasadzie jest to symulator działania oddziałów specjalnych, ale nie taki, jak seria SWAT. Tutaj się układa plan, ustawiając kąty obserwacji, gdzie ma polecieć hukowo – błyskowy, a resztę sami wykonują podopieczni. Niby można rozegrać całą misję przestawiając ręcznie funkcjonariuszy, tylko po co? To już nie daje takiej zabawy. Można też akcje nagrywać i później dzielić się nimi w sieci, zapisane w popularnym formacie .avi sam wrzucałem, jeszcze przed rozpoczęciem projektu Stracharium. Czym jeszcze zdobyli mnie autorzy? Za te grosze, które im przelałem, cały czas aktualizują grę o nowe bronie, kampanie, jest aż pięć klas funkcjonariuszy (nie licząc snajperów, którzy strzelają spoza planszy i nie liczą się do oddziału) i, wyjątkowo, każda ma zastosowanie. W ogóle, już początkowy arsenał był ogromny i taki maniak broni palnej, jak ja, mógł spędzać godziny na czytaniu o poszczególnych spluwach. Według Steam, autorzy właśnie szykują kolejne ulepszenie, więc pora odkurzyć hełm, wyczyścić karabin i rozwalić paru tangos.

W ten sposób dobrnęliśmy do końca listy. Znowu wiele tytułów jest niezwykle poważnych, jak chociażby Spec Ops, czy też L.A. Noire. Niestety, kilka gier musiałem pominąć, jak wspomniany już Max Payne 3 lub też Breach & Clear, kolejna niezależna gra taktyczna. Kolejna lista będzie obejmowała tytuły od 2015 roku i pojawi się dopiero w roku pańskim 2024, o ile do tego czasu będę jeszcze prowadził tego bloga.

Jeśli chodzi o horrory, planuję na rocznicę istnienia Stracharium skompilować moje top 10 ze zrecenzowanych tytułów. Tymczasem pozostaje mi życzyć Wam, z okazji dnia dziecka, udanych wakacji, bezproblemowej sesji bądź innego rodzaju egzaminów i morza grozy pod nogami, czy to przy filmach, czy grach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz