Tym felietonem chcę rozpocząć nowy cykl, nazwany po prostu Omówmy
to. Będą to nieregularnie ukazujące się felietony, dotykające tematów
okołogrowych. Nie wiem, co ile się będą ukazywać, zależy, jak media dadzą mi
pożywkę, a inne czynniki inspirację, ale myślę, że raz na jakiś czas odejście
od poważnego tematu horrorów nie zaszkodzi.
Grupa pierwsza to obrońcy praw zwierząt. I, żeby mi tu nie
zarzucać bezduszności, jak najbardziej lubię zwierzęta i nawet pająków staram
się nie eliminować, żeby też mogły godnie żyć (poza tym są piękne). Jedyny
gatunek, który mnie naprawdę irytuje, to koty. Zazdroszczę im stylu życia po
prostu. Jednak jakoś nie mam oporów w grach strzelać do puchatych, pierzastych
i innych stworzonek, gdyż zdaję sobie sprawę, że są to tylko linijki kodu. W
Call of Duty nie miałem problemu z zabijaniem psów, polowania w Far Cry 3 może
jakoś nieziemsko mnie nie jarały, ale dawały pewną satysfakcję, ale, żeby
zrobić przeciwwagę, moim ulubionym towarzyszem w serii Fallout był Dogmeat,
poczochrany kundel rasy wybitnie nieznanej.
I nie miałem też najmniejszych oporów, aby w Battlefield 3
zabić szczura. To był króciutki QTE, atakował bohatera, więc ten delikatnie
rzecz biorąc, przybił go nożem do podłoża. Przyznam się uczciwie, że gdyby to
była tylko scenka przerywnikowa, nawet nie zwróciłbym uwagi na ten fakt. Ale
nie jestem członkiem niemieckiego oddziału PETA (People for the Ethical
Treatment of Animals), którzy uznali tę scenę za wyjątkowo niesmaczną i
powodującą zły wpływ na nastoletnich mężczyzn oraz, że przedstawia sadystyczne
traktowanie zwierząt.
Po pierwsze, zastanawiam się, czy ktoś jeszcze bierze tych
oszołomów na poważnie? I znowu, nie zrozumcie mnie źle, jestem za ochroną
zwierząt i w pewnym stopniu jestem członkiem innego odłamu PETA (People Eating
Tasty Animals). Uznaję zabijanie ich tylko dla pożywienia bądź celem
przetrwania, pomimo chwilowej fascynacji myślistwem. Ale podnoszenie krzyku o
parę linijek kodu? Podejrzewam, że po tym fragmencie niewielu graczy, tak samo,
jak i ja, pamiętało o tym fakcie.
Po drugie, nieco bardziej zastanawiające, gra przedstawia
działania wojenne. Giną setki ludzi po obu stronach, do tego cywile
(zainteresowanych losem cywilnych obywateli podczas działań wojennych odsyłam
do This War of Mine). To PETA nie robi różnicy, ale że w trakcie bitwy żołnierz
zabija nożem szczura, po uprzednim odstrzeleniu jakichś pięćdziesięciu
irańskich rebeliantów, w tym co najmniej jednego z granatnika
przeciwpancernego, a kolejnych kilkudziesięciu z karabinu kaliber .50 BMG, to
już wielka tragedia. Nie zrobił tego w sposób niezwykle sadystyczny, powoli
krojąc mu ogonek, raz, a porządnie przebił nożem na wylot i czołgał się dalej.
Nie złapał go też z jakiegoś murka i nie zabił złośliwie, tylko w samoobronie
przed podgryzaniem. Gratuluję, podejrzewam, że macie teraz niesamowity PR wśród
graczy.
Kwestia druga, osoby nieznoszące homoseksualizmu. Nie użyję
tutaj słowa homofobia, gdyż fobia z greckiego oznacza strach, a ci ludzie się
tego nie boją, po prostu nie lubią, jak dwóch facetów ląduje w łóżku. Po czym
odpalają redtube.com i szukają filmów z tagami lesbians, ale nie o tym miało
być. Osoby te, zgodnie i radośnie pojechały po Mass Effect, ponieważ seria
dopuszcza romanse homoseksualne. Co więcej, w części trzeciej dwie postaci nie
kryją się ze swoimi skłonnościami, mężczyzna nawet otwarcie opowiada o swoim
mężu. I, jako osoba wyznająca zasadę wolnoć Tomku w swoim łóżku, pytam: Co z
tego? Gra daje swobodę podejmowania decyzji jak poprowadzi się bohatera.
Już w pierwszej części, grając kobietą, można nawiązać
romans z przedstawicielką wyłącznie kobiecej rasy Asari, Liarą T’Soni. Były też
przygotowane linie dialogowe do romansu homoseksualnego pomiędzy bohaterem, a
którymś z innych członków załogi. Ale czarę goryczy właśnie przelała część
trzecia. Tylko nikt do tego nie zmusza. Można nie nawiązywać w ogóle romansu, można
tylko z samcami grając kobietą, samicami grając mężczyzną, można ograniczyć się
tylko do konkretnej grupy, na przykład ludzi. Dlatego tytuł mnie tak bardzo
wciągnął, decyzje, moi mili. I, jak na razie, obie moje postaci nie miały
romansu z przedstawicielem tej samej płci, gdyż mnie to po prostu nie
interesuje, a odgrywając je, przelewam cząstkę siebie. Co nie znaczy, że
przeszkadza mi, gdy ktoś w ten sposób zagra, jego cyrk, jego małpy.
Trzecia grupa to wybiórczy obrońcy moralności. Tym razem
przykład padnie dużo bliższy Stracharium, mianowicie gra o zombie, Dead Rising.
Swego czasu ogromne kontrowersje wzbudził fakt, że bohater może założyć
koszulkę, na której jest kobieta z odsłoniętymi piersiami. Gra otrzymała od
ESRB znacznik 17+ za, cytując za oficjalną stroną tejże organizacji: „Blood and
Gore, Intense Violence, Language, Partial Nudity, Use of Alcohol”. Przeklejone
słowo w słowo, żeby nie było. I zgodzę się, że krew i flaki, intensywna przemoc
i wulgarny język tam występują. To w końcu tytuł, w którym gracz rozwala za
pomocą broni improwizowanej setki, jeśli nie tysiące, nieumarłych. Jucha
pokrywa okolicę, walają się części ciała, a tym panom przeszkodziło, że robi to
w koszulce z kobietą topless.
Podobnie wybiórcza afera dotyczyła GTA III. Zabawa w przestępcę
w otwartym świecie miała, moim skromnym zdaniem, niesamowity urok. Jakoś po
kilkukrotnym ukończeniu, wciąż nie popełniłem morderstwa na policjancie, ani
tym bardziej prostytutce. Te dwie grupy społeczne spowodowały największą
nagonkę na grę. Pierwsza przez to, że można do niej strzelać. Cóż, nie
wiedziałem, że przestępcy zapraszają policjantów na kawę, pączka i pogaduchy,
miast wymieniać się z nimi ogniem. Pewnie ci wszyscy policjanci, którzy zginęli
na służbie, zadławili się którymś z wcześniej wymienionych.
Druga grupa miała jeszcze większą liczbę obrońców.
Mianowicie tytuł zawiera mechanikę, która pozwala zabrać specjalistkę od
najstarszego zawodu świata poza miasto i dzięki jej usługom odnowić zdrowie.
Jest to przedstawione symbolicznie, poprzez bujający się samochód. Ale nie
spodobało się, że po akcie można tę kobietę wątpliwych obyczajów bezczelnie
załatwić. Znowu olali kwestię, że w drodze do zakończenia morduje się tysiące ludzi,
gangsterów, cywilów, policjantów, kobiet i mężczyzn, akurat to zabójstwo jest
nastraszniejsze. Gra również jest od 17 roku życia, czyli dla ludzi w miarę
dojrzałych i symuluje przestępcę, do jasnej cholery. Gorsze rzeczy oglądamy w
TV w niemalże każdym wydaniu wiadomości.
Inna afera dotyczyła gry Rule of Rose, całkiem solidnie
zaprojektowanego survival horroru, którego recenzja kiedyś się tu ukaże.
Mianowicie gra dotyka problemu dzieci pozostawionych bez opieki, które same
tworzą własny system moralny, nie znając pojęcia dobra i zła. Obrońcy
moralności nie chodzili do szkoły i nie wiedzą, że dzieciaki potrafią być
niesamowicie okrutne? Sam się z tym spotkałem w związku z pewnym defektem w
wyglądzie, który teraz dumnie eksponuję (brakuje mi fragmentu prawego ucha). I
to jeszcze na poziomie gimnazjum, gdzie trafiają ludzie teoretycznie dojrzalsi.
Więc tym bardziej nie dziwi, że kilkulatkowie bez odpowiedniego wychowania
potrafią być totalnie okrutni. Dostało się też za erotyczne podteksty w kwestii
podrostków. Cóż, nie jest wielką tajemnicą, że już niemowlęta nieświadomie
bawią się swoimi narządami płciowymi, a dzieci pozbawione możliwości
odpowiedniego rozwoju w tej kwestii będą nieco wynaturzone. Ale więcej o tej aferze
w recenzji Rule of Rose.
Kolejna grupa to osoby antyseksualne. Wspomniałem już o
romansach w Mass Effect, były uwieńczone krótką cutscenką pokazującą zbliżenie
i uwaga, jedynym nagim elementem były pośladki i męski tors. Ale to już było
wystarczające, aby podnieść larum, że gra demoralizuje. Osoby dorosłe raczej
wiedzą, czym jest seks i dla nich to jest tylko dodatek. Ale to, to i tak nic.
Jeszcze bardziej przysadzono się do kolejnych części GTA, mianowicie San
Andreas i IV. Do San Andreas amatorzy zrobili mod odblokowujący linijki kodu
odpowiedzialne za gorącą kawę z dziewczyną bohatera. Czyli, krótko mówiąc,
minigierkę seksualną, słabą i nudną, polegającą na pocieraniu się o siebie w
ubraniach. Z kolei w czwartej części, pojawiły się nagie narządy płciowe
mężczyzny. W charakterze komediowym, jednak to już wystarczyło. Podniesiono
krzyk, a mi się nasuwa pytanie, które padło w jednym ze skeczy Kabaretu Młodych
Panów: „A coś ty, puloka nie widzioł?”
Nie odpuszczę sobie też możliwości pojechania po
feministkach. Przysadziły się, że w większości gier bohater jest mężczyzną, a kobieta
obiektem do uratowania bądź znajduje się pod jego opieką. Jill Valentine
naprawdę tak bardzo potrzebuje mężczyzny do opieki? Taka dosłowna opieka
przewinęła się przez dwa tytuły, w które grałem, The Walking Dead (ośmioletnia
Clem) i Resident Evil 4 (nastoletnia córka prezydenta). W pozostałych tytułach
kobiety były silne i nawet, jeśli wcześniej wymagały ratunku (Tali z Mass
Effect), później potrafiły stanąć w szranki z największymi twardzielami i wyjść
obronną ręką.
Dostało się też za nadmierną seksualizację bohaterek. I tu
po części się zgodzę, ale znowu nie możemy przedstawiać całego świata gier po
kilku przykładach, gdyż bardzo łatwo mi je skontrować. Kiedy ktoś poda mi
Lar(w)ę Croft jako przykład, mogę spokojnie odbić piłeczkę, mówiąc o Heather z
Silent Hill 3. Zwyczajna nastolatka, która nie jest do końca grzeczna, ale
ubrana tak, że spokojnie mogłaby w swoim stroju chodzić po ulicy. Ktoś rzuci
Rayne, ja odpowiem Jill Valentine (za wyjątkiem części trzeciej, ale i to nie
jest jakiś specjalnie wyuzdany strój i niesamowicie wyzywające przedstawienie).
Szczególnie w części pierwszej i w Revelations wygląda jak policjantka lub
komandos. Możemy się tak obrzucać przykładami do końca świata i o jeden dzień
dłużej, wystarczy tylko jeszcze dodać, że postaci męskie też są kreowane w taki
sposób, aby być atrakcyjne (Cole Phelps, domyślny komandor Shepard), aby i
kobiety miały na czym zawiesić oko. Prosta logika, przyjemniej gra się osobą
atrakcyjną, jak i przyjemniej ogląda film z atrakcyjnymi aktorami.
Ostatnia grupa, która teraz przychodzi mi na myśl, to
antyrasiści. Ostatnio bardzo modnym tematem jest kwestia rasizmu. I jestem
zwolennikiem w tej kwestii słów Morgana Freemana w wywiadzie o miesiącu
historii czarnych w USA, najbardziej szurniętym na tym punkcie kraju na
świecie. Zacznę od dawniejszych przykładów domniemanego rasizmu w grach i
przeniosę się do tego, który zainspirował mnie do napisania tegoż felietonu, o
idiotach przeciw grom.
Pierwszym takim tytułem było Resident Evil 5. Jakiś geniusz
przysadził się, że gra przedstawia walkę białych o dominację w Afryce, gdyż
jakieś dziewięćdziesiąt procent ofiar to osoby o ciemnym kolorze skóry. Dobrze,
ale mam jedno, proste pytanie. Skoro gra dzieje się w fikcyjnym afrykańskim państewku,
kto tam ma mieszkać, może Aztekowie? To tak jasne, że strzela się do murzynów,
jak to, że w czwartej części do Hiszpanów. Wtedy jednak nikt nie podniósł
krzyku, wszystko było okay. Strzelać w Hiszpanii do Hiszpanów można, ale w
Afryce do Afrykanów już nie?
Kolejnym przykładem jest kolejna odsłona GTA, tym razem Vice
City. Osadzona w mieście wzorowanym na Miami zawiera wojnę pomiędzy gangiem
kubański, a haitańską grupą przestępczą. Wszystko bazowane na zabawnych
stereotypach z filmów i seriali z lat osiemdziesiątych, nie przegięte, gracz
pomaga obu stronom. Jednak Haitańczycy wielce się obrazili, że szef Kubańczyków
(w tej roli genialny Danny Trejo) rozkazał zabić ich wszystkich. To gangi, do
jasnej cholery, jakoś nikt nie krzyczy o rasizmie, kiedy amerykańscy murzyni
wystrzeliwują się z Meksykanami w Los Angeles, co ukazano w San Andreas.
Oberwało się też i grom wojennym za domniemany rasizm.
Specjalnie pominąłem misje z cyklu Call of Duty: Modern Warfare, nazwane No
Russian i Davis Family Vacation, gdyż to nie były aż tak jaskrawe przykłady. Za
co się oberwało? Battlefieldowi 3 za osadzenie w dość ładnie odwzorowanym
Iranie. To co, że nie walczy się z wojskami rządowymi, tylko muzułmańską
rebelią (ISIS?), nie wolno toczyć wojen w tym pokojowym kraju. CoD też zebrało
baty za ukazanie Pakistanu, Panamy lub Kuby w serii Black Ops. Pierwsze uznano
za złe sportretowanie pokojowego islamu w oczach świata. Znowu, to nie jest
walka z siłami rządowymi, a z grupą terrorystów, jakoś nikomu nie przeszkadzali
separatyści rosyjscy w MW. Drugiemu za to, że Manuel Noriega został ukazany
jako spiskowiec i bandzior. A nie był bandziorem? Handlował narkotykami
chociażby. Trzeci, Kuba, za przedstawienie zamachu na Fidela Castro. Nie jest
wielką tajemnicą, że wielokrotnie CIA usiłowało go zabić i gra, w której
przyszło wcielić się w żołnierza SOG (Special Operations Group, obecnie Special Activities Division,
paramilitarna jednostka działająca w ramach wywiadu amerykańskiego) zawiera nawiązanie do tego.
A ostatnio oberwało się i trzeciej odsłonie naszej najbardziej
znanej gry na świecie, Wiedźminowi. Za co? Bo w grze nie ma czarnych postaci
niezależnych. Słowianie byli czarni? Nie przypominam sobie, aby którykolwiek ze
znanych Słowian miał takowy odcień skóry. Może i paru murzynów zawędrowało na
te tereny, ale w czasie późniejszym, gdyż, gdy rozpoczęto proces kolonizacji,
Afrykanie ciągle rzucali dzidami i przemieszczali z sandała. Argumentowano, że
świat fantasy nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością i spokojnie można
było ich dodać. Czyli w grze o Indianach dajmy kilku Azjatów, którzy będą wraz
z nimi tańczyli wokół ogniska. To jest świat fantasy, ale osadzony mocno w
kulturze słowiańskiej. Przyznam się, nie grałem w Wiedźmina, mam zamiar się
zabrać, nawet tej nocy śniło mi się, że ustrzeliłem niesamowitą promocję na
część pierwszą i bawiłem się przednio, ale nie dziwi mnie obecność elfów,
krasnoludów i utopców, w jakimś tam stopniu wiąże się to z przeszłością naszego
pięknego kraju. Nie zdziwiłaby mnie obecność Wikingów, ci dawali się nająć
każdemu, kto przejawiał ku temu chęci i miał odpowiedni hajs. Ale obecność
murzynów dziwiłaby tak samo, jak ciemnoskóry bóg w mitologii greckiej.
Nie mam nic do murzynów, w NBA 2K14 mój zawodnik, którym
sobie teraz gram to ciemnoskóry center, większość pierwszych składów moich
drużyn składała się również z zawodników tej rasy. I w tym przypadku nikt nie
robił szumu o rasizm, murzyni są lepsi w koszykówkę i tyle, nic się na to nie
poradzi. A mnie bardziej interesowały statystyki tychże zawodników i realizm
rozgrywki, nie bzdura zwana rasą.
Niestety, dopóki będą oszołomy chodziły po tej planecie, a
potrwa to do końca świata, nie zabraknie podobnym mi pożywki odnośnie znęcania
się nad debilnymi wymysłami przeciwników świata gier. Dziwi fakt, że tak rzadko
obrywa się horrorom, ale i z tego świata parę przykładów podałem. I zdaję sobie
sprawę, że pominąłem sporo przykładów, którym słusznie się oberwało, ale jak w
każdym medium, tak i tu są opowieści umyślnie kontrowersyjne i opowieści
odbijające piłeczkę. Przykład jest prosty – japońska gra RapeLay, która ma za
zadanie symulować zboczeńca i motyw molestowania w Silent Hill 2, grze z tego
samego kraju, która ukazuje go niezwykle dojrzale i ostro się sprzeciwia. A
jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz