8.06.2015

Omówmy to: Kontrowersje w grach




Tym felietonem chcę rozpocząć nowy cykl, nazwany po prostu Omówmy to. Będą to nieregularnie ukazujące się felietony, dotykające tematów okołogrowych. Nie wiem, co ile się będą ukazywać, zależy, jak media dadzą mi pożywkę, a inne czynniki inspirację, ale myślę, że raz na jakiś czas odejście od poważnego tematu horrorów nie zaszkodzi.

Jak powszechnie wiadomo, jestem osobą niezwykle popierającą równość. Przejawia się to w bardzo prosty sposób, pieję równo ze wszystkiego. Nabijam się z katolików, ateistów, muzułmanów, białych, murzynów, Azjatów, homoseksualistów, heteroseksualistów, transseksualistów, metali, słuchaczy disco polo i pseudogangsterów. Jednak niektóre grupy społeczne, które atakują ogromny biznes, jakim są gry komputerowe, dają mi więcej powodów do śmiechu niż inne. I o tym właśnie będzie ten minifelieton.


Grupa pierwsza to obrońcy praw zwierząt. I, żeby mi tu nie zarzucać bezduszności, jak najbardziej lubię zwierzęta i nawet pająków staram się nie eliminować, żeby też mogły godnie żyć (poza tym są piękne). Jedyny gatunek, który mnie naprawdę irytuje, to koty. Zazdroszczę im stylu życia po prostu. Jednak jakoś nie mam oporów w grach strzelać do puchatych, pierzastych i innych stworzonek, gdyż zdaję sobie sprawę, że są to tylko linijki kodu. W Call of Duty nie miałem problemu z zabijaniem psów, polowania w Far Cry 3 może jakoś nieziemsko mnie nie jarały, ale dawały pewną satysfakcję, ale, żeby zrobić przeciwwagę, moim ulubionym towarzyszem w serii Fallout był Dogmeat, poczochrany kundel rasy wybitnie nieznanej.

I nie miałem też najmniejszych oporów, aby w Battlefield 3 zabić szczura. To był króciutki QTE, atakował bohatera, więc ten delikatnie rzecz biorąc, przybił go nożem do podłoża. Przyznam się uczciwie, że gdyby to była tylko scenka przerywnikowa, nawet nie zwróciłbym uwagi na ten fakt. Ale nie jestem członkiem niemieckiego oddziału PETA (People for the Ethical Treatment of Animals), którzy uznali tę scenę za wyjątkowo niesmaczną i powodującą zły wpływ na nastoletnich mężczyzn oraz, że przedstawia sadystyczne traktowanie zwierząt.

Po pierwsze, zastanawiam się, czy ktoś jeszcze bierze tych oszołomów na poważnie? I znowu, nie zrozumcie mnie źle, jestem za ochroną zwierząt i w pewnym stopniu jestem członkiem innego odłamu PETA (People Eating Tasty Animals). Uznaję zabijanie ich tylko dla pożywienia bądź celem przetrwania, pomimo chwilowej fascynacji myślistwem. Ale podnoszenie krzyku o parę linijek kodu? Podejrzewam, że po tym fragmencie niewielu graczy, tak samo, jak i ja, pamiętało o tym fakcie.

Po drugie, nieco bardziej zastanawiające, gra przedstawia działania wojenne. Giną setki ludzi po obu stronach, do tego cywile (zainteresowanych losem cywilnych obywateli podczas działań wojennych odsyłam do This War of Mine). To PETA nie robi różnicy, ale że w trakcie bitwy żołnierz zabija nożem szczura, po uprzednim odstrzeleniu jakichś pięćdziesięciu irańskich rebeliantów, w tym co najmniej jednego z granatnika przeciwpancernego, a kolejnych kilkudziesięciu z karabinu kaliber .50 BMG, to już wielka tragedia. Nie zrobił tego w sposób niezwykle sadystyczny, powoli krojąc mu ogonek, raz, a porządnie przebił nożem na wylot i czołgał się dalej. Nie złapał go też z jakiegoś murka i nie zabił złośliwie, tylko w samoobronie przed podgryzaniem. Gratuluję, podejrzewam, że macie teraz niesamowity PR wśród graczy.

Kwestia druga, osoby nieznoszące homoseksualizmu. Nie użyję tutaj słowa homofobia, gdyż fobia z greckiego oznacza strach, a ci ludzie się tego nie boją, po prostu nie lubią, jak dwóch facetów ląduje w łóżku. Po czym odpalają redtube.com i szukają filmów z tagami lesbians, ale nie o tym miało być. Osoby te, zgodnie i radośnie pojechały po Mass Effect, ponieważ seria dopuszcza romanse homoseksualne. Co więcej, w części trzeciej dwie postaci nie kryją się ze swoimi skłonnościami, mężczyzna nawet otwarcie opowiada o swoim mężu. I, jako osoba wyznająca zasadę wolnoć Tomku w swoim łóżku, pytam: Co z tego? Gra daje swobodę podejmowania decyzji jak poprowadzi się bohatera.

Już w pierwszej części, grając kobietą, można nawiązać romans z przedstawicielką wyłącznie kobiecej rasy Asari, Liarą T’Soni. Były też przygotowane linie dialogowe do romansu homoseksualnego pomiędzy bohaterem, a którymś z innych członków załogi. Ale czarę goryczy właśnie przelała część trzecia. Tylko nikt do tego nie zmusza. Można nie nawiązywać w ogóle romansu, można tylko z samcami grając kobietą, samicami grając mężczyzną, można ograniczyć się tylko do konkretnej grupy, na przykład ludzi. Dlatego tytuł mnie tak bardzo wciągnął, decyzje, moi mili. I, jak na razie, obie moje postaci nie miały romansu z przedstawicielem tej samej płci, gdyż mnie to po prostu nie interesuje, a odgrywając je, przelewam cząstkę siebie. Co nie znaczy, że przeszkadza mi, gdy ktoś w ten sposób zagra, jego cyrk, jego małpy.

Trzecia grupa to wybiórczy obrońcy moralności. Tym razem przykład padnie dużo bliższy Stracharium, mianowicie gra o zombie, Dead Rising. Swego czasu ogromne kontrowersje wzbudził fakt, że bohater może założyć koszulkę, na której jest kobieta z odsłoniętymi piersiami. Gra otrzymała od ESRB znacznik 17+ za, cytując za oficjalną stroną tejże organizacji: „Blood and Gore, Intense Violence, Language, Partial Nudity, Use of Alcohol”. Przeklejone słowo w słowo, żeby nie było. I zgodzę się, że krew i flaki, intensywna przemoc i wulgarny język tam występują. To w końcu tytuł, w którym gracz rozwala za pomocą broni improwizowanej setki, jeśli nie tysiące, nieumarłych. Jucha pokrywa okolicę, walają się części ciała, a tym panom przeszkodziło, że robi to w koszulce z kobietą topless.

Podobnie wybiórcza afera dotyczyła GTA III. Zabawa w przestępcę w otwartym świecie miała, moim skromnym zdaniem, niesamowity urok. Jakoś po kilkukrotnym ukończeniu, wciąż nie popełniłem morderstwa na policjancie, ani tym bardziej prostytutce. Te dwie grupy społeczne spowodowały największą nagonkę na grę. Pierwsza przez to, że można do niej strzelać. Cóż, nie wiedziałem, że przestępcy zapraszają policjantów na kawę, pączka i pogaduchy, miast wymieniać się z nimi ogniem. Pewnie ci wszyscy policjanci, którzy zginęli na służbie, zadławili się którymś z wcześniej wymienionych.

Druga grupa miała jeszcze większą liczbę obrońców. Mianowicie tytuł zawiera mechanikę, która pozwala zabrać specjalistkę od najstarszego zawodu świata poza miasto i dzięki jej usługom odnowić zdrowie. Jest to przedstawione symbolicznie, poprzez bujający się samochód. Ale nie spodobało się, że po akcie można tę kobietę wątpliwych obyczajów bezczelnie załatwić. Znowu olali kwestię, że w drodze do zakończenia morduje się tysiące ludzi, gangsterów, cywilów, policjantów, kobiet i mężczyzn, akurat to zabójstwo jest nastraszniejsze. Gra również jest od 17 roku życia, czyli dla ludzi w miarę dojrzałych i symuluje przestępcę, do jasnej cholery. Gorsze rzeczy oglądamy w TV w niemalże każdym wydaniu wiadomości.

Inna afera dotyczyła gry Rule of Rose, całkiem solidnie zaprojektowanego survival horroru, którego recenzja kiedyś się tu ukaże. Mianowicie gra dotyka problemu dzieci pozostawionych bez opieki, które same tworzą własny system moralny, nie znając pojęcia dobra i zła. Obrońcy moralności nie chodzili do szkoły i nie wiedzą, że dzieciaki potrafią być niesamowicie okrutne? Sam się z tym spotkałem w związku z pewnym defektem w wyglądzie, który teraz dumnie eksponuję (brakuje mi fragmentu prawego ucha). I to jeszcze na poziomie gimnazjum, gdzie trafiają ludzie teoretycznie dojrzalsi. Więc tym bardziej nie dziwi, że kilkulatkowie bez odpowiedniego wychowania potrafią być totalnie okrutni. Dostało się też za erotyczne podteksty w kwestii podrostków. Cóż, nie jest wielką tajemnicą, że już niemowlęta nieświadomie bawią się swoimi narządami płciowymi, a dzieci pozbawione możliwości odpowiedniego rozwoju w tej kwestii będą nieco wynaturzone. Ale więcej o tej aferze w recenzji Rule of Rose.

Kolejna grupa to osoby antyseksualne. Wspomniałem już o romansach w Mass Effect, były uwieńczone krótką cutscenką pokazującą zbliżenie i uwaga, jedynym nagim elementem były pośladki i męski tors. Ale to już było wystarczające, aby podnieść larum, że gra demoralizuje. Osoby dorosłe raczej wiedzą, czym jest seks i dla nich to jest tylko dodatek. Ale to, to i tak nic. Jeszcze bardziej przysadzono się do kolejnych części GTA, mianowicie San Andreas i IV. Do San Andreas amatorzy zrobili mod odblokowujący linijki kodu odpowiedzialne za gorącą kawę z dziewczyną bohatera. Czyli, krótko mówiąc, minigierkę seksualną, słabą i nudną, polegającą na pocieraniu się o siebie w ubraniach. Z kolei w czwartej części, pojawiły się nagie narządy płciowe mężczyzny. W charakterze komediowym, jednak to już wystarczyło. Podniesiono krzyk, a mi się nasuwa pytanie, które padło w jednym ze skeczy Kabaretu Młodych Panów: „A coś ty, puloka nie widzioł?”

Nie odpuszczę sobie też możliwości pojechania po feministkach. Przysadziły się, że w większości gier bohater jest mężczyzną, a kobieta obiektem do uratowania bądź znajduje się pod jego opieką. Jill Valentine naprawdę tak bardzo potrzebuje mężczyzny do opieki? Taka dosłowna opieka przewinęła się przez dwa tytuły, w które grałem, The Walking Dead (ośmioletnia Clem) i Resident Evil 4 (nastoletnia córka prezydenta). W pozostałych tytułach kobiety były silne i nawet, jeśli wcześniej wymagały ratunku (Tali z Mass Effect), później potrafiły stanąć w szranki z największymi twardzielami i wyjść obronną ręką.

Dostało się też za nadmierną seksualizację bohaterek. I tu po części się zgodzę, ale znowu nie możemy przedstawiać całego świata gier po kilku przykładach, gdyż bardzo łatwo mi je skontrować. Kiedy ktoś poda mi Lar(w)ę Croft jako przykład, mogę spokojnie odbić piłeczkę, mówiąc o Heather z Silent Hill 3. Zwyczajna nastolatka, która nie jest do końca grzeczna, ale ubrana tak, że spokojnie mogłaby w swoim stroju chodzić po ulicy. Ktoś rzuci Rayne, ja odpowiem Jill Valentine (za wyjątkiem części trzeciej, ale i to nie jest jakiś specjalnie wyuzdany strój i niesamowicie wyzywające przedstawienie). Szczególnie w części pierwszej i w Revelations wygląda jak policjantka lub komandos. Możemy się tak obrzucać przykładami do końca świata i o jeden dzień dłużej, wystarczy tylko jeszcze dodać, że postaci męskie też są kreowane w taki sposób, aby być atrakcyjne (Cole Phelps, domyślny komandor Shepard), aby i kobiety miały na czym zawiesić oko. Prosta logika, przyjemniej gra się osobą atrakcyjną, jak i przyjemniej ogląda film z atrakcyjnymi aktorami.

Ostatnia grupa, która teraz przychodzi mi na myśl, to antyrasiści. Ostatnio bardzo modnym tematem jest kwestia rasizmu. I jestem zwolennikiem w tej kwestii słów Morgana Freemana w wywiadzie o miesiącu historii czarnych w USA, najbardziej szurniętym na tym punkcie kraju na świecie. Zacznę od dawniejszych przykładów domniemanego rasizmu w grach i przeniosę się do tego, który zainspirował mnie do napisania tegoż felietonu, o idiotach przeciw grom.

Pierwszym takim tytułem było Resident Evil 5. Jakiś geniusz przysadził się, że gra przedstawia walkę białych o dominację w Afryce, gdyż jakieś dziewięćdziesiąt procent ofiar to osoby o ciemnym kolorze skóry. Dobrze, ale mam jedno, proste pytanie. Skoro gra dzieje się w fikcyjnym afrykańskim państewku, kto tam ma mieszkać, może Aztekowie? To tak jasne, że strzela się do murzynów, jak to, że w czwartej części do Hiszpanów. Wtedy jednak nikt nie podniósł krzyku, wszystko było okay. Strzelać w Hiszpanii do Hiszpanów można, ale w Afryce do Afrykanów już nie?

Kolejnym przykładem jest kolejna odsłona GTA, tym razem Vice City. Osadzona w mieście wzorowanym na Miami zawiera wojnę pomiędzy gangiem kubański, a haitańską grupą przestępczą. Wszystko bazowane na zabawnych stereotypach z filmów i seriali z lat osiemdziesiątych, nie przegięte, gracz pomaga obu stronom. Jednak Haitańczycy wielce się obrazili, że szef Kubańczyków (w tej roli genialny Danny Trejo) rozkazał zabić ich wszystkich. To gangi, do jasnej cholery, jakoś nikt nie krzyczy o rasizmie, kiedy amerykańscy murzyni wystrzeliwują się z Meksykanami w Los Angeles, co ukazano w San Andreas.

Oberwało się też i grom wojennym za domniemany rasizm. Specjalnie pominąłem misje z cyklu Call of Duty: Modern Warfare, nazwane No Russian i Davis Family Vacation, gdyż to nie były aż tak jaskrawe przykłady. Za co się oberwało? Battlefieldowi 3 za osadzenie w dość ładnie odwzorowanym Iranie. To co, że nie walczy się z wojskami rządowymi, tylko muzułmańską rebelią (ISIS?), nie wolno toczyć wojen w tym pokojowym kraju. CoD też zebrało baty za ukazanie Pakistanu, Panamy lub Kuby w serii Black Ops. Pierwsze uznano za złe sportretowanie pokojowego islamu w oczach świata. Znowu, to nie jest walka z siłami rządowymi, a z grupą terrorystów, jakoś nikomu nie przeszkadzali separatyści rosyjscy w MW. Drugiemu za to, że Manuel Noriega został ukazany jako spiskowiec i bandzior. A nie był bandziorem? Handlował narkotykami chociażby. Trzeci, Kuba, za przedstawienie zamachu na Fidela Castro. Nie jest wielką tajemnicą, że wielokrotnie CIA usiłowało go zabić i gra, w której przyszło wcielić się w żołnierza SOG (Special Operations  Group, obecnie Special Activities Division, paramilitarna jednostka działająca w ramach wywiadu amerykańskiego) zawiera nawiązanie do tego.

A ostatnio oberwało się i trzeciej odsłonie naszej najbardziej znanej gry na świecie, Wiedźminowi. Za co? Bo w grze nie ma czarnych postaci niezależnych. Słowianie byli czarni? Nie przypominam sobie, aby którykolwiek ze znanych Słowian miał takowy odcień skóry. Może i paru murzynów zawędrowało na te tereny, ale w czasie późniejszym, gdyż, gdy rozpoczęto proces kolonizacji, Afrykanie ciągle rzucali dzidami i przemieszczali z sandała. Argumentowano, że świat fantasy nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością i spokojnie można było ich dodać. Czyli w grze o Indianach dajmy kilku Azjatów, którzy będą wraz z nimi tańczyli wokół ogniska. To jest świat fantasy, ale osadzony mocno w kulturze słowiańskiej. Przyznam się, nie grałem w Wiedźmina, mam zamiar się zabrać, nawet tej nocy śniło mi się, że ustrzeliłem niesamowitą promocję na część pierwszą i bawiłem się przednio, ale nie dziwi mnie obecność elfów, krasnoludów i utopców, w jakimś tam stopniu wiąże się to z przeszłością naszego pięknego kraju. Nie zdziwiłaby mnie obecność Wikingów, ci dawali się nająć każdemu, kto przejawiał ku temu chęci i miał odpowiedni hajs. Ale obecność murzynów dziwiłaby tak samo, jak ciemnoskóry bóg w mitologii greckiej.

Nie mam nic do murzynów, w NBA 2K14 mój zawodnik, którym sobie teraz gram to ciemnoskóry center, większość pierwszych składów moich drużyn składała się również z zawodników tej rasy. I w tym przypadku nikt nie robił szumu o rasizm, murzyni są lepsi w koszykówkę i tyle, nic się na to nie poradzi. A mnie bardziej interesowały statystyki tychże zawodników i realizm rozgrywki, nie bzdura zwana rasą.

Niestety, dopóki będą oszołomy chodziły po tej planecie, a potrwa to do końca świata, nie zabraknie podobnym mi pożywki odnośnie znęcania się nad debilnymi wymysłami przeciwników świata gier. Dziwi fakt, że tak rzadko obrywa się horrorom, ale i z tego świata parę przykładów podałem. I zdaję sobie sprawę, że pominąłem sporo przykładów, którym słusznie się oberwało, ale jak w każdym medium, tak i tu są opowieści umyślnie kontrowersyjne i opowieści odbijające piłeczkę. Przykład jest prosty – japońska gra RapeLay, która ma za zadanie symulować zboczeńca i motyw molestowania w Silent Hill 2, grze z tego samego kraju, która ukazuje go niezwykle dojrzale i ostro się sprzeciwia. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz