Tak to zwykle bywa, że gdy coś jest popularne,
przenosi się to na grunt gier komputerowych. W końcu to dodatkowy hajs, zdobyty
dzięki tworowi maksymalnie przeciętnemu. Marketingowcy doskonale zdają sobie
sprawę, że fani i tak kupią, mimo niepochlebnych recenzji. W końcu, kto sobie
odpuści możliwość grania swoimi ulubionymi postaciami i odtwarzania ich losów?
Telltale wybrało trochę inną ścieżkę. Pomimo, że
serial o chodzących trupach znajdował się u szczytu popularności, zdecydowali
się oprzeć swój twór na komiksach. Tychże nie czytałem, serialu nie oglądam,
ale grę ukończyłem z niesamowitą przyjemnością.
Głównego bohatera, Lee Everetta, poznajemy w bardzo
kontrowersyjnych okolicznościach. Jest przewożony do zakładu karnego, aby
odsiadywać karę za zabójstwo. Spokojną rozmowę z eskortującym funkcjonariuszem
przerywa wypadek. Radiowóz uderza w coś i wypada z jezdni. Funkcjonariusz ginie
w wypadku, a Lee udaje się uciec do pobliskiego domu.
![]() |
Spokojna Atlanta |
Tam poznaje Clementine, małą dziewczynkę, której
rodzice wyjechali na chwilę przed rozpoczęciem zombie – apokalipsy. Cóż, nie
pozostaje nic innego jak zająć się nią, gdyż najprawdopodobniej rodzice i tak
są już martwi. Z tego, dokąd się następnie udają, ucieszą się zapewne fani
serialu i komiksu, mianowicie skuszeni przez poznanych nieznajomych, odwiedzają
farmę Hershela Greene’a.
I na tym zakończę opis fabuły, gdyż sporo z tego, co
się wydarzy, zależy od decyzji gracza. Wiadomo, wszystko jest w ograniczonym
zakresie, jednak często zostanie on zmuszony wybrać pomiędzy dwiema postaciami,
lub też nawet, czy popełnić zabójstwo. Nie wiadomo jednak, na ile podjęta
decyzja jest dobra. Sami twórcy stwierdzili, że w ich grze nie ma dobrych
decyzji, wszystko musi skończyć się źle.
![]() |
Mały fan service |
I to jest ogromna zaleta, klimat beznadziei i apokalipsy,
w którym wszyscy zmierzamy do utraty człowieczeństwa. Jedynym jego nośnikiem
jest właśnie Clementine, której ewolucja w trakcie wydarzeń to jeden z motywów
przewodnich, zaraz obok ukrywanej zbrodni Lee. Dzięki decyzjom gracza,
dziewczynka się hartuje, uczy trudnej sztuki przetrwania, a finał staje się jej
ostatecznym testem.
Drugim, bardzo ważnym elementem, są pozostali
ocalali. Wprawdzie jest kilka postaci, które bardziej działają na nerwy, jednak
strata kogokolwiek z nich nie cieszy, nawet pomimo antypatii. Owszem, niektórzy
są zbiorem stereotypów, jednak bardzo często zaskoczą gracza. Faktem jest, że
scenę kradnie tu para protagonistów (będę mówił w ten sposób, gdyż mimo iż Clem
jest niegrywalna, jest równie ważna co Lee) i ciężko komukolwiek wybić się na
ten poziom, ale z drugiej strony, wciąż pamiętam o Carley, Kennym, czy też
Lilly, a to już o czymś świadczy, zwykle po wyłączeniu danego tytułu, zapominam
o NPC.
![]() |
Niesamowita dwójka |
Drugim powodem, dla którego zapamiętuje się postaci,
jest ich udźwiękowanie. Głosy dobrano niesamowicie genialnie. Oczywiście,
standardowo już, pierwsze skrzypce gra para protagonistów, ale chociażby głos
ojca Lilly, Larry’ego to głos dawnego wojskowego, nie znoszący sprzeciwu, za to
uwielbiający dowodzić. Postawienie się tej postaci nie należy do łatwych. Poza
tym, to jedna z niewielu osób, które znają sekret Lee i trzeba dobrze ważyć
swoje słowa.
Gra podzielona jest na odcinki, pomiędzy którym
decyzje są przenoszone. Tak też została wydana na początku, zanim Telltale
stworzyło pełen pakiet. Nie są one zbyt długie, przejście jednego zajmuje około
półtorej do dwóch godzin, ale każdy niesie odpowiedni ładunek emocji. Nawet z
pozoru spokojny wiejski domek kryje przerażające tajemnice. Do tego dochodzą
bandyci, jak wiadomo, w takich sytuacjach w ludziach włącza się dziwny
instynkt, który sprawia, że ludzie walczą między sobą o pozostałe zasoby.
![]() |
Czasami to jedyne wyjście |
System ten sprawdza się bardzo dobrze. Sprawia to
wrażenie trochę, jakby brało się udział w serialu bazowanym bezpośrednio na
komiksach, tylko z innymi bohaterami. Pomimo, że wielkim fanem seriali nie
jestem, tu z napięciem czekałem, co zafunduje mi kolejna część historii, gdzie
znajdą się bohaterowie, kogo poznają. Zgodnie z zasadą Hitchcocka, większość z
nich zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później napięcie tylko rośnie.
Niestety, z mechanikami związana jest spora wada.
Gra to właściwie samograj, pomijając decyzje, quick time events, o których
więcej za chwilę i okazjonalne zbieranie przedmiotów, wszystko toczy się samo,
wcześniej wytyczonym torem z niewielkimi zmianami spowodowanymi wcześniejszymi
decyzjami.
![]() |
Nie dotarli |
Jednak ograniczenie zbierania i używania przedmiotów
sprawia, że łatwiej skupić się na historii. Zawsze nienawidziłem przepastnych
kieszeni bohatera w przygodówkach, który nosił ze sobą starą szafę, słonia, dwa
samochody, w tym jeden ciężarowy i mały odrzutowiec. Druga rzecz, która mnie
wkurzała, to częsta konieczność używania wszystkiego na wszystkim, wbrew
obowiązującej logice. Przykładem z innej gry, utrzymanej w mrocznym klimacie,
Black Mirror, była konieczność sięgnięcia czegoś z wysokiej półki. Wbrew
logice, nie można było wziąć pobliskiego krzesła, tylko trzeba było kombinować.
Tu na szczęście takich absurdów nie ma, wszystkie przedmioty mają logiczne
zastosowanie. Może tylko głupota Carley związana z bateriami przeczy wszelkiej
logice, ale prawdopodobnym jest, że wynika to po prostu z przerażenia młodej
reporter.
![]() |
Fan service numer 2 |
Wracając tymczasem do QTEs. Wyjaśnię pokrótce, na
czym to polega. Mianowicie gracz ma za zadanie wciskać określone sekwencje
przycisków, aby wyrwać się zombiakowi, coś przesunąć, coś otworzyć, wygrać
bójkę. Ma to niby podnosić napięcie, jednak, dla mnie jest to zwyczajnie
irytujące. Rozumiem, że ciężko stworzyć zagrożenie w przygodówce i to
praktycznie jedyne momenty, kiedy gracz jakieś nerwy powinien odczuwać, jednak
nie widzę w tym niczego emocjonującego. Miast obserwować akcję na ekranie,
obserwuje się, jakie guziki należy dalej wciskać, aby wyjść cało z tego
wydarzenia.
Czas też czasami liczy się w dialogach. Pasek pod
opcjami rozmowy wskazuje, ile jego pozostało, zanim zostaniemy potraktowani
domyślną odpowiedzią. I to już jest zabieg genialny. Przez to czasami trzeba
szybko myśleć i podejmować decyzje w mgnieniu oka, zupełnie jak w prawdziwej
rozmowie.
![]() |
Mówiłem coś kiedyś o wrakach i zombie apokalipsie |
Graficznie tytuł prezentuje się naprawdę przyjemnie.
Potraktowana cel shadingiem grafika pogłębia wrażenie uczestniczenia w
wirtualnym komiksie. Tak, wiem, wcześniej mówiłem o serialu, teraz o komiksie,
ale gra sprawnie łączy obie te formy rozrywki. Postaci są rysowane w miarę
realistycznie, nie są przegięte, zombie są odpowiednio paskudne, a otoczenie
pełne szczegółów. Naprawdę cieszy oko taka dbałość o oczy gracza, pomimo
ogromnego skupienia na historii.
Jednak gra nie przeraża w taki sposób, jakby można
się spodziewać. Owszem, jest parę jump scare’ów, ale więcej napięcia płynie z
relacji pomiędzy ocalałymi. Naprawdę świetnie pokazane jest, jak ludzie
zmieniają się w potwory pod wpływem obecnej sytuacji. Zombie wręcz sprawiają
wrażenie istot niezbyt groźnych, pchanych tylko przez swój instynkt. To
zwiększa jeszcze grozę. O ile cliche żywego trupa już dawno się ograło, o tyle
rzadko w grach koncentruje się na zachowaniu pozostałych ludzi.
![]() |
Gra jest brutalna |
Polecam tytuł każdemu miłośnikowi fabuły i smutnych
historii. Fakt, że przez grę można złapać depresję, jednak warto czasami
pozwolić grze popłynąć bez zbyt wielu mechanik utrudniających imersję. Wszystko
to zmierza do jednego z najbardziej depresyjnych zakończeń, jakie miałem okazję
oglądać. Jeśli ktoś nie uroni łzy, znaczy to, że jest kompletnie nieczułym
psychopatą.
Przez cały czas pisania tego tekstu miałem w głowie
jedno pytanie – czy gra może być nośnikiem emocji, tak samo, jak film, książka,
obraz, muzyka? Może kiedyś napiszę o tym offtop, tymczasem, po raz drugi,
zachęcam do zapoznania się z historią Lee Everetta.
Zalety:
- historia
- grafika
- stabilność
- świetne postaci pierwszo i drugoplanowe
Wady:
- samograj
- czasami pozorny wpływ na fabułę
- QTE
Ocena za grozę: 4/10
Ocena za grywalność: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz