Nie jest wielką tajemnicą, że jestem ogromnym fanem
filmu The Thing Johna Carpentera. Uważam go za jeden z najlepszych horrorów w
historii, znalazł się w moim zestawieniu i raz na jakiś czas uwielbiam zanurzyć
się w ten klimat odosobnienia. Obraz stanowi idealny materiał na grę
komputerową i takie też zadanie postawiono przed firmą Computer Artworks. A jak
się udało?
Początek jest genialny. Gracz wciela się w postać
kapitana Blake’a, który wraz z trzyosobową drużyną komandosów ma za zadanie
zbadać amerykańską bazę znaną z filmu. Druga drużyna w tym czasie ma rozpoznać
norweski ośrodek badawczy. Dowództwo zaniepokoił brak kontaktu z naukowcami
stacjonującymi w obu ośrodkach. Wysadzony z helikoptera, na przejmującym
mrozie, musi dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w tych odizolowanych
miejscach.
I z miejsca gra przytłacza klimatem. Krew,
zniszczenia, nawet niedokończony spodek z filmu i nagranie R. J. MacReady’ego,
to wszystko tu jest. Co więcej, jest też brak zaufania ze strony drużyny. I,
jak to zwykle bywa, rozmycie iluzji zatoczenia w klimat, ale wszystko w swoim
czasie.
![]() |
Wygląda znajomo? |
Początek jest w miarę niepokojący, ale napięcie
budowane jest powoli. Blake nie zostaje od razu przyciśnięty przez masy wrogów,
jak w ostatnich Residentach to bywa, raczej lęk wynika z oczekiwania na
spotkanie z Rzeczą. Cieszy fakt, że zdecydowano się kontynuować historię, miast
w prosty sposób dać odegrać R.J.Wprawdzie bohater jest słabo zarysowany, czego
po prostu nie lubię. Uwielbiam zagłębiać się w skomplikowaną psychikę bohatera
(stąd do dziś za jednego z najlepszych uważam Phelpsa z L. A. Noire, polecam
tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zagrać), poznawać jego motywacje,
tymczasem Blake jest standardowym żołdakiem. Nie zadaje pytań, wykonuje rozkazy
i zdaje się wyznawać zasadę „Leave no man behind” (tu daruję sobie lekcję o
operacji Irene w 1993).
Za to swego rodzaju osobowością obdarowano każdego z
członków drużyny. Ci dzielą się na trzy, dość standardowe, klasy – inżynier,
medyk i żołnierz. Zadaniem inżyniera jest naprawa bardziej skomplikowanych
urządzeń elektronicznych, medyka leczenie dzięki nieograniczonej ilości
apteczek, tylko jakoś sam sobie nie potrafi pomóc, zaś żołnierza, jak sama
nazwa wskazuje, walka. Jednak odnosiłem wrażenie, że nawet w obrębie tej samej
specjalizacji towarzysze mają różne umiejętności strzeleckie, czy też odporność
na stres.
![]() |
Drużyna zwarta i gotowa |
A odporność na stres jest niezmiernie ważna. W grze
występują trzy ważne zmienne, które początkowo sprawiają, że ciężko zaufać
komukolwiek. Wraz z pojawieniem się zwłok, stworzeń, Rzeczy, bądź też niezwykle
ciężkiej sytuacji, u wojaków pojawiają się różnego rodzaju objawy stresu. Mogą
one doprowadzić do innych reakcji, jak paniczne wrzaski, niechęć do wykonywania
rozkazów, nagłe otwarcie ognia lub samobójstwo. Więc nie tylko wypada
utrzymywać kompanów przy życiach, ale i przy zdrowych zmysłach.
![]() |
Eyes of the Insane? |
Drugim ważnym wskaźnikiem jest kwestia zaufania.
Część z napotkanych postaci niechętnie wykona rozkaz nieznajomego. Istnieje
kilka sposobów na zdobycie zaufania. Najprostszym jest zaoferowanie broni
towarzyszowi, który jej nie posiada. Innym, równie często stosowanym, jest
twarda walka z mutantami. Jednak tu trzeba być ostrożnym, gdyż przypadkowe
ostrzelanie, a nawet zbyt długie trzymanie na celowniku członka drużyny daje
odwrotny skutek, włącznie z walką z niedawnym towarzyszem. Można też ich leczyć,
lub, w ostateczności, przeprowadzić polowe badanie krwi na samym sobie.
![]() |
Standardowe cliche - wentylacja |
I to było genialne w filmie. Właściwie nie było
wiadomo, kto jest zainfekowany przez Rzecz, a kto nie. Nie można było ufać
żadnej postaci znajdującej się na ekranie. Programiści z Computer Artworks
postanowili spróbować przenieść tę niepewność na konsole i PC. Ambitne zadanie,
trzeba przyznać, zrealizowane w dość prosty sposób. Im więcej ran odnosi
towarzysz, tym łatwiej mu zostać zainfekowanym i w każdej chwili zmienić się w
Rzecz. Pierwsze takie zdarzenia naprawdę powodują palpitacje serca i nerwowe
poszukiwanie miotacza ognia w ekwipunku (jak odgrywać film to odgrywać
dokładnie).
![]() |
Burn! |
Niestety, z czasem okazuje się, że te założenia
tylko na papierze wyglądają fajnie. Najgorzej jest z ostatnią zmienną.
Większość przemian to po prostu zwykłe skrypty. Dla pewności w pewnym momencie
zrobiłem członkowi drużyny badanie krwi, wynik wskazał na brak obcego w
organizmie, przeszedłem kilka kroków, a ten się przemienił. Wczytałem grę,
spróbowałem ponownie, ta sama sytuacja. I tak jest z wieloma sytuacjami z tym
związanymi.
A skoro już o przemianach mowa, trzeba do czegoś i z
czegoś strzelać, skoro wciela się w żołnierza. Rzeczy występują w kilku
odmianach, od pająkopodobnych głów na cienkich odnóżach, aż po dość sporych
bossów. Stworzenie ich, teoretycznie, nie wymagało wielkiego wysiłku. Przecież
większość stworów w filmie to powykręcane masy mięsa, jednak zrobiono to z
niemałym wyczuciem. Ataki tych dziwactw przyspieszają bicie serca i pompowanie
adrenaliny, szczególnie, kiedy występują w niesamowicie dużych ilościach.
Ostrzał dziesięciu głów na raz, za którymi porusza się nieco większa i dużo
silniejsza kreatura to jeden z najjaśniejszych punktów tytułu.
![]() |
Nie ufaj nikomu |
A strzelać jest z czego. I dobór broni ma znaczenie.
O ile mniejsze stworki padają po kilku strzałach z MP5, strzelby, pistoletu,
lub też snajperki, o tyle większe kreatury najpierw trzeba osłabić, a dopiero
później spalić. Tak, jak już wspomniałem wcześniej, najważniejszą bronią,
zdolną powstrzymać mutanty, jest ogień, najczęściej dawkowany z poręcznego
miotacza płomieni, którego używało mi się z niemałą satysfakcją i poczuciem
męskości MacReady’ego. Momentami wręcz zapominałem, że gram jakąś popierdółką
Blake’iem i byłem jak Kurt Russell.
O dziwo, często broń dzierży się w tylko jednym
ręku. Drugą zajmuje przedmiot wybrany z ekwipunku. Tego również trochę jest.
Kilka rodzajów granatów, flary, apteczki, latarki, testery krwi, a nawet
zastrzyki z adrenaliny, jakby któryś z żołnierzy za ciężko znosił sytuację, w
jakiej się znaleźli. Ale najczęściej lewa dłoń mojej postaci spoczywała na
gaśnicy. Wprawdzie znaczenie bojowe ma minimalne, ale już po spaleniu
kilkunastu pajęczaków pozwala oczyścić szybko teren z płomieni.
![]() |
Okaleczonych zwłok nie brakuje |
Zabić mogą jednak nie tylko płomienie i przeciwnicy.
Mróz też jest wrogiem. Postać przebywająca poza budynkami traci ciepło, kiedy
to spadnie do zera, następuje zgon. Nie wolno zapominać, że akcja dzieje się na
biegunie. Nie ma tam żadnych piecyków, drinków, plaż i skąpo odzianych panienek.
Miast tego połaci śniegu, lód, zamiecie i mróz przedzierający się przez grube
kurtki komandosów.
Powtórzę to po raz kolejny. Początkowo klimat
przytłacza niesamowicie. Nie, inaczej, NIESAMOWICIE! Pamiętacie może drugą
część serii Aliens vs. Predator? Kiedy przez cały pierwszy etap jako marines
nie pojawiał się ani jeden Xenomorph, a serducho i tak dostawało palpitacji?
The Thing gwarantuje podobne przeżycia. Właściwie jedyną różnicą jest brak
wykrywacza ruchu.
![]() |
Rzecz w tańcu się nie... |
I nagle, po połowie, idealnie po połowie rozgrywki
cały klimat pękł niczym kiepskiej jakości prezerwatywa. Nienawidzę walić
spoilerów, ale jednak nie mam wyboru. Okazuje się, że we wszystko zaangażowana
jest jakaś megakorporacja. Kurde, znowu? Gracza zasypują niezliczone ilości
mięsa armatniego, żołnierze firmy i klasyczne, tajemnicze eksperymenty.
Dlaczego w ten sposób kontynuowano początkowo świetną historię? Nie można było
zostać przy obcym i walce o przetrwanie?
Kiedy pisałem te słowa, na klawiaturę spadła mi łza
rozpaczy. Początkowo tytuł mnie wciągnął nieludzko. Grałem z trzęsącymi się
rękoma, nie od nadmiaru kawy, a z nerw, próbując ustrzelić kolejnego stwora.
Czekałem na dalsze wydarzenia. Nawet w pewnym sensie tworzyłem więzi z moimi
towarzyszami, poznawałem ich nazwiska, nawet cieszyłem się z każdego kolejnego
zwycięstwa nieco bardziej niż w innych tytułach, przy okazji pisząc w głowie
recenzję świetnego horroru i całkiem solidnej gry.
![]() |
Jest i tryb FPS |
Ale zepsuło to słabe zrealizowanie założeń.
Graficznie nie mogę narzekać, jest całkiem solidnie, pomieszczenia są pełne
szczegółów, pikseloza nie straszy, modele postaci nawet mi się podobały. Nawet
konsolowy sposób rozgrywki nie odstraszał. Zrobił to jednak rozmyty klimat, momentami
przegięty poziom trudności, nieprecyzyjne celowanie i rozmycie klimatu
(powtórzyłem to specjalnie, tak dla czepiaczy).
Jednak nadal uważam, że warto zagrać. Tytuł nie jest
najnowszy, ale nie sprawia żadnych, absolutnie żadnych problemów na współczesnym
sprzęcie. Do tego gra się całkiem przyjemnie, a i można się cieszyć z brania
udziału w okołofilmowych wydarzeniach. Może nie polecę niesamowicie, ale
zalecam chociażby spróbować. Zwłaszcza, jeśli lubicie The Thing.
![]() |
W dwójkę raźniej |
Zalety:
- Klimat przez pół gry
- Ciekawe założenia dodatkowe
- Projekt przeciwników
Wady:
- Klimat przez resztę rozgrywki
- Momentami przegięty poziom trudności
- Nieprecyzyjne celowanie
Ocena za grozę: 8/10 (pierwsza połowa), 5/10 (druga
połowa), 6,5/10 (ogół)
Ocena za grywalność: 6/10