
Wprawdzie w naszym pięknym kraju te
automaty nie były zbyt popularne i kontakt z nimi był niezwykle
utrudniony, ale twórcy gier ułatwili kontakt z tym gatunkiem.
Pierwszym, z jakim miałem styczność było Virtua Cop 2, które to
rozłożyłem na wszelkie różne sposoby, solo, w tandemie,
wszelkimi możliwymi ścieżkami. Do dziś pamiętam rozmieszczenie
broni, bonusów, przeciwników i cywilów, jakiś tydzień temu
pykałem, przeszedłem za pierwszym podejściem, nie tracąc zbyt
wielu żyć.
![]() |
Pierwsze starcie |
Drugim był pełniak zamieszczony w
CDA, Die Hard Trilogy. Wprawdzie była to mikstura gatunków, ale
drugą część wtedy filmowej trylogii, teraz sam nie wiem, ile to
miało części, przeniesiono w postaci celowniczka. I tę część
katowałem najbardziej, chociaż teraz nie chciała ruszyć na
Windows 7 i się nań strasznie obraziłem.
Jednak PC miało zasadniczą wadę, nie
było doń pistoletów, przez co za kontroler musiała służyć
klawiatura lub mysz. Sterowanie było niezwykle proste, prócz
poruszania celownikiem potrzebne były tylko dwa klawisze dodatkowe,
jeden do strzału, drugi do wycelowania. Ale jaką to sprawiało
frajdę, szczególnie, że wszystko było punktowane. W grach tego
typu nie chodziło o rozkoszowanie się fabułą, tylko o bicie
własnych rekordów, często o kilka punktów, aż w końcu udawało
się ustanowić wynik, którego nikt nie mógł już pokonać. Można
było wtedy wypiąć pierś i zdobyć wszystkie kobiety z osiedla,
było się mistrzem. Dobra, ostatnie zdanie można włożyć między
bajki, gdyż wtedy kobiety patrzyły na graczy jak na istoty
niedojrzałe i funkcjonował stereotyp kolesia w okularkach, otyłego,
który nie wychodzi z piwnicy, dzięki czemu ma śliczny, niemalże
śnieżnobiały kolor skóry. Ach, te wspomnienia.
![]() |
Japończycy mają głowy do świetnych bossów |
W ten nurt idealnie wpisało się The
House of the Dead. Jednak od innych gier tego typu odróżniał ją
dość spory ładunek brutalności, o którym nieco później.
Pierwotnie gra zawitała na automatach i konsolach w 1997 roku.
Gracze byli zdziwieni. Sega wprawdzie zasłynęła wcześniej inną
serią celowniczków, wspomnianym już Virtua Cop, jednak pojęcie
krwi tam nie istniało.
ThotD zaserwowało zaś ilość posoki,
jakiej po przyjaznym graczom w każdym wieku twórcy się nie
spodziewaliśmy. Nie dość, że lała się ta na wszystkie strony,
to jeszcze do tego celne strzały urywały fragmenty przeciwników,
zmieniając ich w nadal nacierające kadłubki. Teraz wydaje się to
niezwykle lekkie, po takich tytułach, jak Manhunt, czy też seria
Soldier of Fortune, wyobraźcie sobie jednak zawał serca wszystkich
obrońców moralności, którzy musieli znosić soczystość tejże
produkcji. A przynajmniej tego się spodziewano, jednak ci woleli
nadal przedstawiać fragmenty Doom i Blood. Premiera przeszła bez
większego echa, ot, parę osób, jak to zwykle bywa, podniosło
krzyk, ale nie zaszkodziło to w żaden sposób Sedze, która w 1998
roku przekonwertowała tytuł na PC.
![]() |
A tym ziomkiem przyjdzie przemierzać korytarze |
Rozpisałem się o przeszłości i
podstawach mechaniki, a ani słowem nie wspomniałem o fabule,
która jest prostsza niż budowa cepa. Ot, agent Thomas Rogan dostaje
niepokojący telefon od swojej narzeczonej, która pracuje dla
tajemniczego naukowca Curiena. W zależności, od ilości graczy,
sam, lub z agentem „G”, udaje się do rezydencji, pod którą
mieści się laboratorium genetyka i biochemika, aby z przerażeniem
odkryć, iż efekty jego eksperymentów wymknęły się spod kontroli
i zaatakowały naukowców. Pozostaje więc, w pojedynkę lub wraz z
kolegą, zaprowadzić porządek w tym miejscu.
Ilość standardów kina grozy, jaka
jest w tej fabule, przekroczyła moje zdolności poznawcze, więc
skupiłem się na samej rozgrywce. Menu oferuje trzy tryby, Arcade
Mode, czyli to, co znają gracze z automatów i co najbardziej trzyma
się fabuły, PC Mode, czyli tryb, w którym można dokonać wyboru
sterowanej postaci oraz Boss Battle, gdzie przyjdzie graczowi
trenować walkę na czas z pojedynczym bossem lub też zmierzyć się
ze wszystkimi, jeden po drugim. Niewiele, szczególnie biorąc pod
uwagę fakt, iż jedno przejście gry to około czterdzieści minut.
Jednak dzięki mnogości ścieżek, lekkiej losowości oraz
wspomnianemu już szlifowaniu wyników, gra posiada niesamowite
zdolności przyciągania do rozegrania jeszcze jednej partii.
![]() |
Jak ja nienawidzę tych małp |
I dzięki niesamowitej frajdzie ze
strzelania. Tak, to jedna z tych gier, które dzięki prostemu
pomysłowi i dobremu jego zrealizowaniu przyciągają po raz kolejny
i kolejny. Przeciwników jest multum, podobnie, jak ukrytych monet,
dodatkowych żyć i cywilów do uratowania, a do tego szybka akcja,
dynamiczne celowanie, szybcy i wytrzymali niemilcy oraz całkiem
nieźle zaprojektowani bossowie, każdy ze swoim słabym punktem
sprawiają, że gracz się poci, wywala język niczym Michael Jordan
przy szczególnie trudnej akcji i skupia się, niczym Paulo Coelho
nad kolejną głęboką myślą.
I, muszę się otwarcie przyznać, tego
mi czasami w dzisiejszych grach brakuje, tego skupienia, pocenia się,
emocji, jakie wyzwala przechodzenie dalej, na ostatnim życiu, a tu
jeszcze długa droga do końcowego bossa. Gra nie posiada możliwości
zapisu stanu i kontynuacji, skończą się życia, skończą
ustawione w menu kontynuacje i po zabawie, zaczynasz od nowa. A do
tego wydawała mi się nieco trudniejsza niż wspomniane Virtua Cop
2, może dlatego, że w zabawie w policjanta pamiętałem więcej.
![]() |
Czy tylko mi ta rezydencja kojarzy się z Resident Evil? |
A może dlatego też, że w tej drugiej
przeciwnicy składali się po jednym, dwóch strzałach. Zombie i
inne genetyczne wynaturzenia potrafią wytrzymać wiele strzałów i
niezrażone dalej czołgać się w stronę gracza, który zapomniał,
jak się przeładowuje z tych wszystkich emocji, bądź też posiada
refleks szachisty po kilku dawkach leków uspokajających. I to
wyzwanie też przekłada się na satysfakcję. Jest trudna, ale
uczciwa (tak, Borderlands 2, patrzę na Ciebie i Twoich Bossów –
Gąbki na pociski). Jeśli szybko celujesz, dobrze strzelasz i
dynamicznie przeładowujesz, dasz radę, gdyż jest tutaj i
odpowiednik criticali, czułe punkty, zwłaszcza bossowie mają
takowe, u niektórych jest to na przykład mała dziura w zbroi, u
innych głowa, którą odsłaniają tylko w trakcie ataku. Nie
zrozumcie mnie źle, uwielbiam Borderlands 2, ale wiele rzeczy
związanych z bossami mnie tam po prostu irytuje, tutaj nie
odczuwałem irytacji, odczuwałem chęć ponownego stawienia czoła
wyzwaniu.
A propos przeciwników, wbrew prostocie
gry, jest ich całkiem duże zróżnicowanie. Zacznijmy od
standardowych zombie, które po paru kulach padają pokryte elegancko
krwią. Żeby zaatakowały, muszą podejść blisko. Są ich kuzyni,
którzy opanowali zdolność rzucania siekierami, jednak te można
zestrzelić w powietrzu i pozostają właściwie do rozstrzelania. Są
grubsi członkowie rodziny, którzy lubują się w posługiwaniu
piłami lub ciepaniu beczkami w stronę agenta. Ci chłoną już
nieco więcej amunicji, ale i oni giną w zasadzie bardzo szybko. I
na koniec, z tego gatunku przeciwników, są i zombie, których część
ciała została wzmocniona metalem. Nie wiem, kto wpadł na ten
pomysł, ale musiał mieć niezłą sieczkę w głowie. Tym wystarczy
jednak ostrzelać odsłonięte fragmenty i również padną aż miło.
![]() |
Sprawca całego zamieszania |
Ale prócz zombiepodobnych kreatur, są
też i genetyczne mutanty stworzone przez Curiena. Najczęstszym jest
potomek Wolverine'a i Freddy'ego Kruegera, czyli niesamowicie skoczna
istota, która w walce posługuje się dwoma zestawami pazurów, może
nimi również rzucać. Są pijawki, które zaatakują raptem kilka
razy, ale ze względu na swoje rozmiary, potrafią napsuć dość
sporo krwi przy próbie namierzenia. Curien stworzył również
małpiszony, także strasznie irytujące, gdyż te szybko skaczą po
ekranie i najczęściej atakują parami, więc bez dobrego pomocnika
trudniej je spacyfikować. Jak przystało na nawiedzoną posiadłość,
nie może też zabraknąć psów, które tutaj mają skrzydła oraz
zielonych kuzynów znanych wszystkim pajęczaków, kosarzy.
Kilka potworów też ciężko mi opisać
bądź sklasyfikować, jednak mam nadzieję, że te krótkie opisy
wystarczą jako podstawowa wiedza, z czym przyjdzie Roganowi się
zmagać. Do tego większość z nich ma kilka różnych modeli,
dzięki czemu nie grozi nuda i atakowanie wciąż przez te same
postaci.
![]() |
Trzech na jednego to żaden problem |
Istnieje tez kilka modeli naukowców,
jednak jest już ich mniej. Za uratowanie niektórych z nich, gracz
dostanie dodatkowe życie, za innych zostanie nagrodzony punktami,
satysfakcją i kilkoma słowami z ich strony. Niestety, wśród
bonusów, jakie otrzymuje się za sprawne ratowanie ludzi i efektowną
demolkę otoczenia, brakuje nowej broni. Pistolet, z jakim zaczyna
się rozgrywkę to broń, którą będzie taszczyło się do końca
gry. Gdyby dodać chociażby, jak w Virtua Cop 2, pistolet
automatyczny, strzelbę, karabin i trochę innego złomu, od razu
ciekawiej by się grało. Szczególnie przy wspomnianym wcześniej
modelu obrażeń.
Aktorstwo głosowe i sama treść dialogów wywołuje salwy śmiechu. Dla osób takich, jak ja, które czasami bardzo lubią potaplać się w tandecie, będzie to ogromna zaleta. Poziomem kojarzyło mi się z takimi dziełami kinematografii, jak Eight Legged Freaks lub Feast, a do obu tych filmów, mimo ich kiczowatości, mam ogromny sentyment. Podobnie jest i w przypadku tej gry, zdaję sobie sprawę, jak słabo to jest zrealizowane, ale z drugiej strony, nie powoduje to zasmucenia, raczej uśmiech przy wspomnieniu co gorszych (ale tych złych, że aż dobrych) widzianych horrorów.
![]() |
Czyż to nie poziom dialogów w horrorach klasy co najmniej C? |
Niestety, graficznie tytuł dzisiaj
niedomaga strasznie. Jako graczowi staroszkolnemu za bardzo mi to nie
przeszkadza, ale wielu kanciaste modele mogą odstraszyć. Otoczenie
również jest mało szczegółowe, a tekstury tak paskudne, że
trzeba uruchomić potężną moc wyobraźni. Zresztą, można
powiedzieć, że się czepiam, ale już w 1998 roku gra nie wyglądała
najlepiej (przypominam, że to rok, gdy wyszedł Unreal, rok
wcześniej Quake 2 i G-Police). Tylko co z tego, skoro przez dynamikę
nie ma czasu na podziwianie szczegółów?
Ale przez dynamikę, pomimo iż zyskuje
grafika, traci klimat. Jak na celowniczek w klimacie horroru, nie ma
go wcale, bądź, jeśli ktoś ma małą odporność na jump scare'y
i brzydkie tekstury, bardzo mało. To jest chyba największa wada
tego tytułu na dzień dzisiejszy. Z drugiej strony wątpię, aby
Sega miała za cel sprawić, że nasze majty wypełnią się po
brzegi. Zaś, powtórzę to po raz kolejny, miodność, szczególnie
graczy staroszkolnych, będzie trzymała przy monitorze, na krawędzi
krzesła.
![]() |
Wolverine i Krueger naprawdę mają coś do wyjaśnienia |
I to idealnie podsumowuje ten tytuł.
Młodsi stażem gracze nie pojmą, co może być fajnego w samym
poruszaniu celownikiem przez kilkadziesiąt minut, śmierci na
ostatnim bossie i powtarzaniu całej gry, ci starsi z nostalgią
przypomną sobie czasy młodości, ale pewnie już po tytuł nie
sięgną, aby nostalgia nie zderzyła się za bardzo ze strasznym
postarzeniem produkcji. I jak bardzo kocham celowniczki i jak wiele
ciepłych słów napisałem, tak bardzo nie polecam tej gry nikomu innemu niż zapaleńcom celowniczków.
Niech jednak pozostanie w naszej pamięci, abyśmy mogli opowiedzieć wnukom i
dzieciom, w co kiedyś graliśmy.
![]() |
Tych zielonych, skaczących z sufitu też nienawidzę |
Zalety:
- frajda z samej rozgrywki
- sporo stref trafienia
- kilka różnych ścieżek i trybów
Wady:
- grafika
- strasznie mało strachu
- niska interaktywność
Ocena za grozę: 2/10
Ocena za grywalność: 5/10 (młodsi
stażem 3/10, starsi stażem 7/10)